
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- 2. Rodzinne wiÄzy Bevarly Elizabeth Niewolnica miĹoĹci [318. Harlequin Desire]
- 2000 09. Gwiazdka miĹoĹci 2. Steffen Sandra Kto siÄ boi ĹwiÄ t
- Boge Anne Lise Grzech pierworodny 04 Dziecko miĹoĹci
- MiĹoĹÄ pod choinkÄ 04 Barnett Jill Daniel i anioĹ
- Cartland Barbara NajpiÄkniejsze miĹoĹci 160 Lucyfer i anioĹ
- Duquette Anne Marie Ocalony przez miĹoĹÄ
- 260. Landon Juliet Gra w miĹoĹÄ
- 0128. Cross Melinda Legenda o miĹoĹci
- O'Brien Anne 03 Pierwsza miĹoĹÄ
- Jane Lisa Smith PamićÂtniki wampirów 04 Mrok
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ilemaszlat.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swego gabinetu.
- Wejdz i odpocznij chwilę. Oboje zasłużyliśmy na krótką przerwę.
Ociągając się, weszła do gabinetu. Nadal zadawała sobie pytanie, czy starczy jej odwagi, żeby
przeprowadzić decydującą rozmowę. Co mu powie? W Australii wszystko wydawało się takie
proste, a teraz nagle się skomplikowało. Ze strachu dostała mdłości. Zdawała sobie sprawę, że
jeśli od niego usłyszy, iż małżeństwo nie ma już żadnych szans, natychmiast podda się rozpaczy.
Odetchnęła z ulgą, gdy zadzwonił telefon.
- Cholera jasna mruknął Jonas i kazał jej odebrać. Sięgnęła po słuchawkę, a po chwili
zakryła dłonią mikrofon i powiedziała cicho:
- To Edouard Barres.
Jonas znowu zaklął, ale wziął słuchawkę i powiedział wyjątkowo przyjaznym tonem:
- Witaj, Edouard, o co chodzi?
Valerie dyskretnie opuściła gabinet. Kiedy kelnerka przyniosła tacę z jedzeniem, rozmowa
jeszcze się nie skończyła. Valerie zaniosła posiłek do gabinetu i podeszła do biurka.
- Dobrze, Edouard, w ciągu tygodnia. Jasne, poczekaj, zaraz przełączę do jego biura.
Oczywiście, do zobaczenia. Wystukał numer wewnętrzny i powiedział: - Szef na linii, Jean-
Paul. Chce z tobą rozmawiać. - Odczekał chwilę i odłożył słuchawkę. Podniósł się, wziął tacę z
rąk Valerie i podszedł do białej kanapy. - Usiądzmy wygodnie. Trzeba coś zjeść. - Postawił tacę i
zerknął pytająco na Valerie, która nie ruszyła się z miejsca. - Przyjdziesz do mnie? - spytał cicho.
- Tak, naturalnie odparła zakłopotana i spoconymi dłońmi wygładziła spódnicę.
- Uspokój się, Val, nie ma powodu do obaw zapewnił łagodnie. Nie rzucę się na ciebie,
daję słowo. Ty głupcze, złościł się na siebie, gdy nerwowo zamrugała powiekami. Teraz na
pewno będzie się mieć na baczności. Ciekawe, co by zrobiła, gdyby objął ją mocno i wziął tu, w
swoim gabinecie, na białej kanapie. Miał na to wielką ochotę, ale obiecał sobie, że zachowa
ostrożność i nie będzie popędzać Val. Nie wolno ci jej spłoszyć, więc uważaj i bądz cierpliwy,
powtarzał sobie raz po raz. To oczywiste, że jest wystraszona, ale nie można pozwolić, żeby
znowu uciekła. Chłodno ocenił sytuację i dodał pojednawczym tonem: - Chodz do mnie i usiądz,
Val. Daję słowo, że cię nie dotknę.
Zerknęła na niego podejrzliwie, przeszła po miękkim dywanie i usiadła na kanapie jak najdalej
od niego. Dzieliło ich półtora metra białej tapicerki, ale nie czuła się bezpieczna. Jedli w
milczeniu, bo oboje bardzo zgłodnieli. Valerie zerknęła na męża tęsknym wzrokiem i napotkała
jego łagodne spojrzenie. Niespodziewanie doznała olśnienia i przypomniała sobie poranną
rozmowę z Charliem. Miał nadzieje, że nerwus, czyli szef wreszcie się opamięta i przestanie
katować współpracowników. Czyżby zachowanie Jonasa oznaczało, że naprawdę mu na niej
zależy? Gdy o tym pomyślała, zrobiło jej się ciepło na sercu. Wyobraziła sobie, jak cudowne
byłoby ich wspólne życie, gdyby te domysły okazały się słuszne.
Potrzebowała tylko dowodu, który je potwierdzi, a wtedy natychmiast rzuciłaby się w drugi kąt
kanapy i padła mu w ramiona. W jaki sposób go zdobyć? Nie może przecież spojrzeć mężowi w
oczy i zapytać: kochasz mnie?
Tymczasem Jonasa ogarnęły podobne wątpliwości. Czemu Val jest taka nieśmiała? Nawet
wówczas, gdy się poznali, nie brakowało jej tupetu. Bez skrępowania okazywała gniew i
niezadowolenie. W noc poślubną nie kryła obaw i drżała ze strachu, ale nieśmiałość była jej
obca. Czy to oznacza, że coś do niego czuje? Może dlatego wróciła do domu&
Przez całe popołudnie atmosfera w sekretariacie i gabinecie była napięta. Godziny mijały, a
Valerie była coraz bardziej zbita z tropu, ponieważ miała pewność, że coś się tutaj wydarzy. Gdy
siedziała na krześle w gabinecie Jonasa, który dyktował jej listy, oboje byli tak podminowani, że
lada chwila należało oczekiwać wybuchu.
Wiele by dała, żeby poznać jego myśli. To pragnienie od wielu godzin nie dawało jej spokoju.
Mówił głosem opanowanym i chłodnym, zachowywał się uprzejmie, ale w szarych oczach
czytała wyznanie, w które bała się uwierzyć. To ją doprowadzało do rozpaczy. I niesłychanie
intrygowało.
Po południu zadzwoniła Janet i zapytała prosto z mostu:
- Rzucił się na ciebie?
- Co ci przychodzi do głowy? wykrzyknęła oburzona Valerie. Jesteśmy w pracy!
Kłamała jak z nut. Chętnie uwiodłaby męża w jego własnym gabinecie. Jonas by się nie
odważył.
- Naprawdę? Janet wybuchnęła śmiechem. Gdyby uznał, że musi cię mieć, zrobiłby to
natychmiast i bez wahania. Będziesz się z nim kochać tam, gdzie zechce.
- Jestem bardzo zajęta. Czemu zadzwoniłaś?
- Już ci mówiłam odparła żartobliwie. Byłam ciekawa, czy nadal krążycie wokół siebie,
czy już się dogadaliście.
- Do zobaczenia powiedziała z naciskiem Valerie. Nim odłożyła słuchawkę, dobiegł ją
chichot przyjaciółki.
Janet nie zdawała sobie sprawy, że mimo wszystko osiągnęła zamierzony cel. Uświadomiła
Valerie, że oboje z Jonasem zachowują się dość dziecinnie. Dlaczego unikają rzeczowej
rozmowy o swoim małżeństwie, o przeszłości i terazniejszości? Co ją powstrzymuje od zrobienia
pierwszego kroku? Czy ma coś do stracenia? Tylko dumę. A co jej przyjdzie z tego, że ją
zachowa, ale straci ukochanego?
Minęła piąta, ale Jonas wciąż siedział przy biurku, nadrabiając zaległości. Około siódmej
Valerie uznała, że wszystko ma swoje granice. Przykryła pokrowcem maszynę do pisania,
ułożyła równo drobiazgi pozostawione na biurku, zebrała się na odwagę i weszła do gabinetu.
- Zaprosisz mnie na kolację? A może nie masz na to ochoty? zapytała napastliwie, siadając
na jednym z krzeseł przeznaczonych dla interesantów. Podniósł głowę, słysząc jej ostry ton.
- Oczywiście, jeśli tego sobie życzysz.
- Czy chcesz przez to powiedzieć, że spełnisz każde moje życzenie i dasz mi wszystko, czego
pragnę? zapytała cicho.
- Tak odparł takim samym tonem pod warunkiem, że dostanę od ciebie to, czego mi
potrzeba.
- A konkretnie?
- Doskonale wiesz, o co mi chodzi. Obrzucił ją pożądliwym spojrzeniem. Chcę, żebyś mi
się oddała tu, na tej kanapie.
Wyprostowała się i wstała powoli.
- Nic za darmo mruknęła, rozpinając bluzkę.
- Mówisz poważnie? Uśmiechnął się lekko, a napięcie widoczne na jego twarzy znikło,
ustępując wesołej, łobuzerskiej minie. Zdejmiesz wszystko tu i teraz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]