
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Anne McCaffrey Freedom 2 Freedom's Choice
- Forgotten Realms Return Of The Archwizards 04 Realms of Shadow
- Anne McCaffrey Cykl JeĹşdĹşcy smokĂłw z Pern (10) Renegaci z Pern
- Camille Anthony [Bunny Tails 04] Bad Hare Day [Changeling] (pdf)
- Aubrey Ross [Undercover Embassy 04] Codename Summer [EC Aeon] (pdf)
- Desiree Holt & Allie Standifer [Turn Up the Heat 04] Steamed (pdf)
- Cecily von Ziegesar 04 Plotkara 4. Bo jestem tego warta
- Dynastia Ashtonów 04 Jameson Bronwyn Smak dojrzałego wina
- 2. Rodzinne więzy Bevarly Elizabeth Niewolnica miłości [318. Harlequin Desire]
- Feasey Steve Wilkołak 04 Igrzyska demonów Całość
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alpsbierun.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozmawiać - zauwa\ył i posłał Beret jeden ze swych jasnych, pełnych dobroci uśmiechów.
Beret spojrzała na niego trochę zakłopotana. Przez wiele lat właśnie to nie
przychodziło jej i Mali najłatwiej. Ale po chwili przyznała mu rację. Co innego mogła
zrobić? Mali spojrzała ostro\nie na Havarda. Puścił do niej oczko za plecami Siverta i
uśmiechnął się. Odwzajemniła uśmiech i poczuła, jak ogarnia ją radość, jakiej dawno nie
zaznała.
O tym, \e \ycie w Stornes upływało przyjemniej, zadecydowała niewątpliwie
obecność Havarda, ale i Mali odnalazła wewnętrzny spokój i wyzbyła się nieustannego
lęku, co przyniesie kolejny dzień i kolejna noc. Kładła się spać bez strachu, zadowolona, \e
ma łó\ko tylko dla siebie. Wprawdzie Sivert przychodził do niej w środku nocy, jak miał w
zwyczaju od dnia śmierci taty, bo prześladowały go złe sny. Wślizgiwał się do matki dr\ący
ze strachu ze swą ulubioną miękką ściereczką przy policzku. Teraz, kiedy Mali od nikogo
nie była zale\na i nie musiała się przed nikim tłumaczyć, przyjmowała go z radością.
Przytulała synka do swego ciepłego, rosnącego brzucha i przemawiała do niego cicho i
czule; często trwało to bardzo długo, zanim mocno zasnął. Wtedy Mali le\ała jeszcze jakiś
czas, przysłuchując się cichemu oddechowi dziecka. Była wdzięczna losowi. Co prawda
zabrał jej Jo, ale zdą\yła się oswoić z nieobecnością ukochanego. Przyznała, \e marzenie o
Jo było pragnieniem niemo\liwego. Zmierć Johana zrównowa\yła niemal stratę Jo, chocia\
to grzech tak myśleć. W ciemne noce, kiedy le\ała z Sivertem u swego boku, Mali czuła, \e
w pewnym sensie po raz drugi dostała \ycie w prezencie.
- Tata nie chciał, \ebym z tobą spał - powiedział Sivert z poczuciem winy, kiedy
któregoś ranka obudził się w łó\ku matki. -Jestem ju\ du\y i powinienem spać w swojej
sypialni.
- Ale ka\dy mo\e mieć złe sny - tłumaczyła Mali i przytulała synka. - A wtedy nie
powinien być sam, niewa\ne, czy jest du\y, czy mały. Ja te\ nie lubię być sama, muszę ci
się przyznać. Ale nie powiemy o tym nikomu - dodała i uśmiechnęła się. - To będzie nasza
tajemnica, dobrze?
Sivert skinął powa\nie, ale Mali dostrzegła ulgę w jego oczach. Uznała sprawę za
rozwiązaną. Liczyła się z tym, \e nocne wędrówki chłopca nie potrwają długo. Kiedy tylko
znowu poczuje się bezpiecznie i nabierze dystansu do przykrych doświadczeń, na pewno
znowu będzie przesypiał noc. Ale nie ma z tym pośpiechu.
Mali z Beret początkowo ustaliły, \e nie muszą w tym roku uczestniczyć w
bo\onarodzeniowym przyjęciu. Właściwie to one powinny ugościć drugiego dnia świąt
mieszkańców czterech dworów, ale kiedy Margrethe zaproponowała, \e zaprosi wszystkich
do Innstad, z radością przyjęły jej propozycję.
- Chyba powinnyśmy spotkać się z tymi ludzmi - stwierdziła Beret. - Jesteśmy im
winne podziękowania. Wszyscy zachowali się wobec nas z wyjątkowym oddaniem,
zarówno kiedy Johan tak nagle odszedł, jak i kiedy umarł Sivert.
Mali zaskoczyły słowa teściowej, ale nie odezwała się. Nie chciała samotnie siedzieć
w Stornes pogrą\ona w \ałobie, w ka\dym razie nie z powodu śmierci mę\a. śałoba po
stracie Jo ciągle niczym tępy ból odzywała się gdzieś w piersi, w połączeniu ze strachem i
poczuciem winy. Ale o tym smutku nikt nie wiedział, nigdy go z nikim nie podzieli. Liczyła
się z tym, \e z czasem i po tym bólu pozostanie blade wspomnienie.
Myślała, \e nigdy nie pogodzi się ze stratą Jo, ale teraz przekonała się, \e \aden
smutek nie trwa wiecznie i \e sama stała się bardziej rzeczowa i trzezwa, ni\ właściwie
chciałaby przed sobą przyznać. Oczywiście nadal ciepło, z dr\ącym po\ądaniem, miłością
wspominała Jo i wiedziała, \e zawsze tak będzie. Ale ta część \ycia nale\ała do przeszłości.
Zmierć zabrała marzenia i nadzieję, ale \ywi muszą \yć dalej, choćby im było bardzo
trudno. Mali sama zauwa\yła, \e teraz najwa\niejsze dla niej są syn, gospodarstwo i
przyszłość.
Zdarzało się, \e le\ała w nocy z ręką na wypukłym brzuchu i zastanawiała się, jak to
drugie dziecko wpłynie na jej \ycie. Wtedy niepostrze\enie pojawiał się strach, który nie-
przyjemnym chłodem przebiegał po jej plecach. Ktoś, kto skrywa tak wielkie tajemnice jak
ona, nigdy nie zazna całkowitego spokoju. Wiedziała o tym.
Havard nie chciał w drugi dzień świąt jechać z Mali i Beret do Innstad. Jeszcze nie
w tym roku, jak sam powiedział, chocia\ Beret nalegała, by im towarzyszył. Uwa\ał, \e
mogłoby to wywołać plotki i podejrzenia, \e lepiej urządził się w Stornes, ni\by na to
pozwalała jego pozycja.
- Ludzie i tak będą mieli o czym gadać w te święta -rzeki do Mali, kiedy spotkali się
w korytarzu na poddaszu. -Ju\ samo to, \e zamieszkałem w Stornes, jest dla nich gorącą
nowiną. Och, jak\e są podejrzliwi, Mali! Nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś wprost cię zapytał,
czy my... - Urwał i odgarnął włosy. - Poza tym moja matka chciałaby, \ebym wpadł do
domu na kilka dni - dodał. - A w przyszłym tygodniu mogłybyście na przykład przyjechać
do nas do Gjelstad ze świąteczną wizytą. Wtedy wróciłbym z wami do Stornes. Co o tym
sÄ…dzisz?
- Chyba mo\emy się tak umówić - odparła Mali. - Skoro Beret uwa\a, \e wypada
nam iść w drugi dzień świąt na przyjęcie, to nie widzę powodów, dla których nie mogłyby-
śmy równie\ odwiedzić was w Gjelstad. Mamy wobec twoich rodziców dług wdzięczności,
\e ci pozwolili u nas pracować.
-Mali, czy ty wiesz, ile ja mam lat? - spytał nagłe H
\adnego długu wdzięczności ani wobec mnie, ani wobec nikogo w Gjelstad. Ju\ wystar-
czająco długo jestem dorosły, by samodzielnie podejmować decyzje, więc nie traktuj tego w
ten sposób, \e wypo\yczyłaś" mnie od kogokolwiek. Nikt nie mo\e mnie wypo\yczyć",
Mali. Zgodziłem się na pracę, której sam chciałem. I tak jest!
Mali zaczerwieniła się i spuściła wzrok.
- Nie to miałam na myśli - wyznała cicho. - I wiem, ile masz lat, bo jesteśmy prawie
rówieśnikami. Ale i tak czuję wdzięczność, czy ci się to podoba, czy nie. Najbardziej za to,
ile znaczysz dla mojego syna - dodała. - Prze\ył cię\kie chwile, zanim Johan...
Urwała nagle i nerwowo skręcała w palcach brzeg fartucha. Za pózno zorientowała
się, \e poruszyła niebezpieczny temat.
- Stało się coś szczególnego przed śmiercią Johana? -podchwycił Havard. - Coś, co
nadal martwi Siverta?
- Nie, wcale nie - odparła Mali szybko. Zbyt szybko, niemal jednym tchem. - Ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]