
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- McArthur Fiona Harlequin Medical 486 Szczęśliwe zakończenie
- Bialer_Anna_ Szczęścia_tekże_chodzą _parami
- Courths Mahler Jadwiga Dzieci szczęścia
- Roberts Nora Karuzela szczęścia
- Rydzynski Marie Szczęśliwy traf
- 2000 09. Gwiazdka miłości 2. Steffen Sandra Kto się boi świąt
- GR695. McCauley Barbara Prywatne Ĺźycie gwiazdy
- asimov isaac gwiazdy jak pył
- Diana Palmer Long Tall Texans 20 Callaghan's Br
- Diana Palmer Kowboje 03 Narzeczona z miasta
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- stirlic.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bardziej współczesny, a nie na rezygnowanie
z twoich zasad, bo tego wcale nie musisz robić,
one wcałe nie są aż takie staroświeckie. Seks stał
siÄ™ niebezpieczny, ludzie bojÄ… siÄ™ AIDS. Wiele
kobiet woli żyć w celibacie, niż niepotrzebnie
ryzykować i wcale nie wstydzą się głośno o tym
mówić. Mężczyzni też zastanowią się dwa razy,
nim sobie pozwolÄ… na jakÄ…Å› przygodÄ™.
- A ty? - wyrwało jej się.
Odwróciła głowę do okna, zła na siebie za to
pytanie.
- Ja również. - Spostrzegł, jak się zarumieni
Å‚a. - Ty pewnie nawet nie umawiasz siÄ™ na
randki, co?
Diana Palmer 165
W pierwszej chwili chciała zaprzeczyć, lecz
rozmyśliła się.
- Raczej nie - przyznała i spojrzała mu
prosto w oczy. - Nie wiem, w jaki sposób
mężczyzni odczytują kobiece zachowania, a nie
mam ochoty ponownie wyjść na wyrachowaną
kokietkÄ™.
Teraz on odwrócił głowę, rozpoznając swoje
własne słowa.
- Pamiętasz, prawda? - spytała. - Miałeś
całkiem sporo do powiedzenia na temat kobiet,
które... jak to było? Doprowadzają faceta do
wrzenia, żeby w ostatniej chwili zrobić z niego
idiotÄ™.
Skrzywił się boleśnie i z westchnieniem oparł
ramiÄ™ na kierownicy.
- W ogóle za dużo wtedy powiedziałem.
Byłem w kompletnym szoku, bo przez te wszyst
kie lata myślałem, że dobrze zrobiłem, stając po
stronie tamtego chłopaka, tymczasem nagle
miałem namacalny dowód, kto naprawdę był
ofiarą! - Wolną dłonią naciągnął kapelusz głę
boko na oczy, jakby pragnął ukryć się przed
wzrokiem Josette. - Niezależnie jednak od tego,
jak bardzo byłem wstrząśnięty, nie miałem
prawa mówić do ciebie w taki sposób. -Zacisnął
zęby. - Nie mogłem znieść, że popełniłem taki
błąd!
- Wszyscy je od czasu do czasu popełniamy.
166 Szczęśliwa gwiazda
Ty oczywiście jesteś wyjątkiem - dodała ze
skrywanÄ… ironiÄ…. - Ty siÄ™ nigdy nie mylisz.
Ludzie sÄ… albo dobrzy, albo zli, winni albo
niewinni, nie ma żadnych niejasnych sytuacji,
żadnych pośrednich kolorów między czernią
a bielÄ….
- Dla mnie nie ma, ponieważ od osiemnas
tego roku życia muszę nieustannie rozstrzygać,
kto jest po której stronie - uciął. - Prawo jest
prawem. Albo je człowiek złamał, albo nie.
Westchnęła.
- Pewnie masz rację... Lepiej już pójdę.
Zadzwonię do ciebie jutro po południu.
- Może mnie nie być - rzucił.
- To zostawię ci wiadomość - odparła słodko.
Patrzył, jak ona idzie przez parking, jak
portier na jej widok dosłownie rzuca się do
drzwi, by otworzyć je szeroko. Na Brannona
nawet się nie obejrzała.
Z mieszanymi uczuciami wyjechał z powro
tem na ulicę. Ilekroć przebywał w towarzystwie
Josette, wspomnienia tamtego wieczoru, gdy
byli ze sobą tak blisko, stawały się jeszcze
żywsze. Pamiętał dotyk jej skóry, jej smak,
prawdziwą magię owych chwil. Czy ona też tak
to odbierała? I czy on kiedykolwiek zdoła się
z niej wyleczyć? Nie sądził.
Wracając do domu, zaczął pod wpływem ich
rozmowy rozmyślać o ojcu, o tym, jak się nad
Diana Palmer 167
nimi znęcał nawet na trzezwo. Można dręczyć
bliskich na różne sposoby i niekoniecznie prze
moc fizyczna musi być najgorsza ze wszystkich.
Chyba najokrutniejsze są słowa, one ranią naj
dotkliwiej, najgłębiej. Ojciec Marca nieustannie
krytykował żonę i dzieci, wytykał im prawdziwe
i rzekome niedociągnięcia, pieklił się z najbar
dziej błahych powodów. Każdą rzecz robili nie
lak, jak trzeba. Terroryzował ich, żądając po
słuchu, bo przecież tylko 011 miał rację i nigdy
się nie mylił. Dla niego wszystko było jasne
i oczywiste.
Marc nienawidził apodyktyczności ojca, jego
ograniczoności i obsesyjnego perfekcjonizmu,
więc przysięgał sobie, że sam będzie zupełnie
inny. Tylko czy mu się to udało? Josette utrafiła
w sedno, gdy powiedziała, że dla niego istnieje
lylko białe albo czarne. Rzeczywiście nie do
strzegał niczego pomiędzy, bo nie chciał do
strzegać, w sumie prościej było powołać się na
prawo i mieć na wszystko jednoznaczną od
powiedz. Brak odpowiedzi lub wątpliwości były
nie do przyjęcia dla perfekcjonisty. Perfekc
jonista zawsze wiedział lepiej i nigdy się nie
mylił - dlatego Marc nie potrafił znieść od
krycia, że popełnił straszliwy błąd, kiedy praco
wał jako policjant w Jacobsville.
Zaczynał coraz bardziej upodabniać się do
swego ojca.
Szczęśliwa gwiazda
168
Josette wróciła do pokoju hotelowego, czując
się kompletnie wykończona nie tylko tymi dwo
ma dniami, ale i ostatniÄ… rozmowÄ… z Brannonem,
która naprawdę wiele ją kosztowała. Zadzwoniła
do recepcji, zamówiła kolację do pokoju, a kiedy
już zjadła, poszła się wykąpać. Wróciła do
pokoju ubrana w szlafrok, z głową owiniętą
ręcznikiem i przysiadła na łóżku, by dokładnie
przejrzeć dossier Dale'a, gdyż pomimo zmęcze
nia nie zdołałaby zasnąć, więc potrzebowała się
czymś zająć.
Kiedy skończyła czytać i schowała wszystkie
papiery do teczki, nie bardzo wiedziała, co dalej.
W głowie wirowało jej tysiące myśli, jedne
związane z tym, co właśnie przeczytała, inne
z Brannonem, nie potrafiła się skupić na żadnej
konkretnej kwestii, czuła się rozbita. Sięgnęła po
pilota, lecz po pięciu minutach z najgłębszym
niesmakiem wyłączyła telewizor, w którym nie
znalazła nic ciekawego. Co miała robić sama
w hotelowym pokoju z dala od domu, pozbawio
na swoich książek, normalnych zajęć oraz kota?
Bardzo brakowało jej Barnesa - gdyby miała go
przy sobie, zwinąłby się obok na kołdrze i spał,
a sama jego obecność poprawiłaby jej nastrój.
Marc też miał kiedyś kota. Właściwie to
Gretchen przyniosła do domu starego i wylinia-
łego płowego kocura, lecz to Marc go karmił,
a kiedy nikt nie widział, bawił się z nim. Nadał
I*'
Diana Palmer
169
mu również imię - John Reid - na cześć bohatera
legendarnego serialu z lat pięćdziesiątych Sa
motny Strażnik". Josette wiedziała od Gretchen,
że jej brat od zawsze marzył o dostaniu się do
cieszącej się zasłużoną sławą Straży Teksasu, co
wcale nie było takie łatwe. W Kompanii D,
operującej z San Antonio, było jedynie piętnastu
sierżantów, którzy działali nie tylko na terenie
przyporzÄ…dkowanych im czterdziestu jeden
hrabstw, lecz praktycznie w całym stanie, a na
wet poza jego granicami, ponieważ posiadali
odpowiednie uprawnienia, z czego zresztÄ… ko
rzystały inne organa ścigania, często prosząc
Strażników o współpracę.
Po tej ostatniej rozmowie Josette zaczęła się
zastanawiać, czy pociąg Marca do tego typu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]