
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Gordon Barbara (Zajączkowska Mitzner Larysa) Ewa wzywa 07... 114 Dolina nocy
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 160 Lucyfer i anioł
- Cartland Barbara Kobiety też mają serca
- Boswell_Barbara_Wiecej_niz_zycie_RPP078
- E book Alojzy Feliński Barbara Radziwiłłówna
- Cartland Barbara Ognista krew
- Delinsky Barbara Samotne serce
- McMahon Barbara Ballada o miloÂœci
- Rosiek_Barbara_ _Bylam_Schizofreniczka
- Cartland Barbara W szponach miśÂ‚ośÂ›ci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- stirlic.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prostu lubią. Nie wszystko można mieć za pieniądze.
Przyglądał jej się, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Szczerość w głosie
Marcy i jej wielkie szarozielone oczy onieśmieliły go. Nikt nie rozmawiał z
nim w ten sposób, no może Jacob, ale ten, do licha, był przecież jego bratem.
Szczerość między braćmi to nic niezwykłego.
Jesteś miła. Włożył palec za kołnierzyk koszuli, starając się go
rozluznić. Ale skoro już tak, to powiedziałbym, że moi koledzy bardziej
próbują się przypodobać tobie niż mnie. W paru z nich, jak zauważyłem,
masz prawdziwych fanów. A już ten James... Chyba go zwolnię, jeśli będzie
się tak bez przerwy w ciebie wgapiał.
Zaraz pomyślał, że i siebie mógłby zwolnić za coś podobnego.
James? Marcy, marszcząc czoło, zerknęła ku praktykantowi. Jej
policzki oblókł rumieniec, gdy zauważyła, że, w istocie, nawet teraz ten
chłopiec na nią patrzy. Ale przecież ty nie myślisz...
Jej rumieniec pogłębił się, gdy przeniosła spojrzenie na Evana.
On skinął głową.
Właśnie, że tak myślę.
67
RS
No coś ty! Przecież on jest o pięć lat ode mnie młodszy. Pokręciła
głową. Nie, broń Boże, nie zwalniaj go. To nie ma sensu. Poprawiła
okulary na nosie. Evan, proszę cię, powiedz, że żartowałeś.
Czemu ona się tak nagle martwi o tego chłopczyka, zastanowił się. Coś
chyba jest między nimi naprawdę. Do licha!...
W porządku mruknął. Jamesowi nic nie grozi. W każdym razie
nie z mojej strony. Uśmiechnął się krzywo. Oczywiście, dopóki zechce
mu się pracować. Ale w jego życie prywatne czy w twoje pchał nosa nie
będę.
Marcy zsunęła nieco okulary i spojrzała na Evana sponad szkieł.
On zaś zabębnił palcami w najbliższą belkę.
To co, wracamy do roboty?
Oczywiście zgodziła się. Po czym sięgnęła po swój notatnik,
rzucony na wierzch skrzynki z gwozdziami; Popatrz, zrobiłam kilka
szkiców i spis rzeczy potrzebnych do zaaranżowania roślinności w kaplicy i
naokoło niej... Aha, powinniśmy też omówić zasady zraszania kwiatów, i
jeszcze... pamiętasz, chodzi o tę małą fontannę przed wejściem... Właściwie
moglibyśmy się spotkać wieczorem w tej sprawie.
Zwietnie zgodził się Evan.
W tym momencie zadzwonił jego telefon komórkowy.
SÅ‚ucham?
Marcy zauważyła, jak w trakcie rozmowy zmienia się twarz Evana.
Olivio, no dobrze powiedział miękko. Ale właściwie o co chodzi?
W Marcy zadrżało serce. Cóż, można się było tego spodziewać. Olivia
po ostatnim party nie daje za wygranÄ…. Ta dziewczyna wie, czego chce i ma
tupet...
Kiedy? zapytał Evan. W porządku. To się da zrobić.
68
RS
Po skończonej rozmowie uśmiechnął się dziwnie do Marcy.
Niestety, dziś wieczorem będę zajęty... A ty mogłabyś się spotkać z
Clair, co?... Te szkice, o których mówiliśmy, obejrzymy rano.
W porządku powiedziała. I postarała się o beztroski uśmiech. Po co
miała mu zwracać głowę stanem swojej duszy? Albo takim drobiazgiem, że
Clair ma dziś wieczorem umówionego dyrektora generalnego pewnej spółki
paliwowej, który zamierza urządzić w hotelu w najbliższych dniach
seminarium dla współpracowników. A więc spotkamy się rano. W porządku
powtórzyła.
No, to wszystko gra.
Evan odwrócił się i nagle krzyknął w stronę Toma:
Hej, jak długo jeszcze będziecie się cackali z tymi krokwiami! Tom,
na jutro rano chcę mieć kamieniarzy do cokołu, dokładnie na szóstą
trzydzieści. Zrozumiano?
Obejrzał się w stronę Marcy, a ona z wyrazu jego twarzy
wywnioskowała, że Evan chciałby już stąd odejść.
Gdyby były jakieś problemy odezwał się do niej to zawsze masz
pod ręką Jacoba. Zresztą... sięgnął po ten notatnik, który ściskała w dłoni.
Zapiszę ci tu numer mojej komórki, gdybyś mnie potrzebowała.
Gdyby go potrzebowała? Ejże! Prędzej wybiegnie nago na ulicę, niż do
niego zadzwoni.
JakoÅ› dam sobie radÄ™.
Mam nadzieję, że dasz. Uśmiechnął się. Ale najlepiej byłoby,
żebyś nie wychodziła dziś wieczorem z pokoju. Tak będzie najbezpieczniej.
Dobrze odrzekła i zacisnęła zęby. To do jutra.
Do jutra. Oddał jej notatnik, odwrócił się na pięcie i odszedł.
W Marcy buzowały emocje.
69
RS
Zostać dzisiaj sama w pokoju? Siedzieć potulnie? O nie. Mowy nie ma!
Co on sobie wyobraża, że ma do czynienia z jakąś sierotką? Prowincjonalną
idiotkÄ…?
Szybko ruszyła w stronę holu hotelowego. Tam przywołała windę,
wsiadła i nacisnęła guzik drugiego piętra.
Evan wrócił tej nocy do hotelu bardzo z siebie zadowolony.
Pogwizdując z cicha, wysiadł z windy i ruszył korytarzem. Po
męczącym dniu powinien być skonany. Dochodziło wpół do jedenastej,
tymczasem on tryskał energią.
Zatrzymał się przed pokojem Marcy. Miał chęć zapukać, ale może ona
już śpi? Przyłożył ucho do drzwi.
Nic, cisza.
A więc śpi. Grzeczna dziewczynka.
A może jednak nie śpi, tylko czyta? Albo rozmyśla?
Zdecydował się i lekko zastukał.
Nie było odpowiedzi.
No dobrze, wobec tego chyba rzeczywiście zasnęła. Postał, pomyślał i
mimo wszystko ponowił pukanie. Nadal nie było żadnej reakcji. Trudno,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]