
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Gordon Barbara (Zajączkowska Mitzner Larysa) Ewa wzywa 07... 114 Dolina nocy
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 160 Lucyfer i anioł
- GR695. McCauley Barbara Prywatne Ĺźycie gwiazdy
- Cartland Barbara Kobiety też mają serca
- E book Alojzy Feliński Barbara Radziwiłłówna
- Cartland Barbara Ognista krew
- Delinsky Barbara Samotne serce
- McMahon Barbara Ballada o miloÂœci
- Rosiek_Barbara_ _Bylam_Schizofreniczka
- Courths Mahler Jadwiga Tajemnica bezimiennej
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ilemaszlat.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdy dotknął jej skóry ustami, odskoczyła od niego jak oparzona.
- Przestań!
- Co się z tobą dzisiaj dzieje? - zapytał zły. -Dlaczego chcesz
doprowadzić w końcu do kłótni?
- Nieprawda!
90
RS
- Szukasz dziury w całym od momentu, gdy przekroczyliśmy dzisiaj
próg twojego domu. Najpierw zrobiłaś scenę Stevenowi, potem ten tele-
wizor...
- Bo uważam, że pięcioletnie dziecko nie powinno siedzieć murem
przed ekranem i patrzeć jak umierają na nim setki ludzi! - Alissa
krzyczała. - A Steven sam chciał, bym go zrugała za tę dwóję! Aż się o to
prosił! Jemu zależy na ocenach, nawet jeśli tobie nie i chciałby, by ktoś
okazywał mu w tym względzie większe zainteresowanie.
- Cóż to ma znaczyć: nawet jeśli mi nie zależy"? Oczywiście, że
zależy, tylko nie wierzę w wywieranie na dzieci nacisku, jeżeli chodzi o
naukÄ™.
- Jest różnica między wywieraniem nacisku, a daniem im do
zrozumienia, co jest naprawdę ważne. Dzieci muszą wiedzieć, że stawiasz
im pewne wymagania, Rade. I same muszą także stawiać sobie pewne
wymagania.
- Twierdzisz więc, że kiepski ze mnie ojciec? - Twarz mu
poczerwieniała, a błękitne oczy zapłonęły złością. - A moje dzieci to nie
umiejące się zachować bachory, czy tak?
- Oczywiście, że nie, ale...
- Moim zdaniem właśnie to miałaś na myśli. Cóż, to może teraz ja
powiem co myślę o tobie. Stawiasz chłopcom zbyt wysokie wymagania,
ślepo trzymasz się jakichś swoich wyimaginowanych zasad
wychowawczych i aż dziw bierze, że nie wychowałaś ich na
zniewieściałych, zapyziałych maminsynków.
- Och... ! - Nie można by znalezć nic bardziej obrazliwego dla matki
samotnie wychowującej synów, niż nazwanie ich zniewieściałymi
91
RS
maminsynkami! Rade bezbłędnie trafił w jej najczulszy punkt. - Wynoś się
stąd - powiedziała cicho i spokojnie. Jej twarz była blada, oczy wyrażały
ból i wściekłość.
Rade zrozumiał, że posunął się za daleko.
- Alisso, posłuchaj... Cisnęła w niego zmywakiem.
- WynoÅ› siÄ™ z mojego domu! Natychmiast!
- Ależ, kochanie... To wszystko przez ten niefortunny początek
dzisiejszego wieczoru. Gdybyśmy od razu wszystko sobie wyjaśnili...
Chodz do mnie. - Chwycił jej ramię i pociągnął ku sobie. - Za mało mamy
czasu tylko dla siebie. Opętani tęsknotą za sobą, opętani niezaspokojonym
pożądaniem, w każdym razie ja się tak czuję, pośród tych wszystkich
spraw związanych z dziećmi, z niańkami, nigdy nie znajdziemy czasu,
żeby...
- %7łeby co? %7łeby się kochać? - Udało jej się wyswobodzić ramię. -I
według ciebie seks wszystko załatwi? Prawdziwy z ciebie mężczyzna...
- Nie, nie sądzę, że seks wszystko załatwi, ale... - Urwał nagle,
zapatrzony w jej chmurne, zielone oczy i zaciśnięte usta. Uśmiechnął się. -
Coś mi się zdaje, że mówiąc ci teraz, iż złoszcząc się wyglądasz doprawdy
przepięknie, wpakowałbym się w niezłe kłopoty...
- Masz absolutnÄ… racjÄ™.
- Zatem, nie usłyszysz tego. Powiem ci za to co innego. Nie
mówiłem poważnie, Alisso. Naprawdę uważam cię za doskonałą matkę
dla twoich synów, podziwiam sposób w jaki potrafisz się z nimi zawsze
porozumieć. - Zmarszczył brwi. - Dotknęło cię to, co powiedziałem
przedtem, prawda?
Czuła jak jej złość rozpływa się powoli w błękicie oczu Rade'a...
92
RS
- Tak, zdenerwowałeś mnie bardzo - przyznała. -A ja po prostu nie
pozwalam swoim dzieciom wejść sobie na głowę i...
- A mnie się to nie udaje. Dopóki Margaret była w pobliżu, problem
dyscypliny dla mnie nie istniał. Teraz, kiedy jesteśmy sami, nie potrafię
poradzić sobie z własnymi dziećmi...
- To nieprawda, Rade. - Alissa nie mogła słuchać, jak Rade obwinia
sam siebie. - Nikt nie dorówna tobie w zabawie z dziećmi i...
- Dzieci nie tylko zabawą żyją. Do tego mógłbym zatrudnić clowna...
Roześmiała się. Choćby nawet chciała, nie potrafiłaby długo gniewać
się na człowieka, którego kochała.
Rade patrzył na nią zamyślonym wzrokiem.
- Czy znów jesteśmy przyjaciółmi? - zapytał. Spodobała jej się
śmieszna filmowa forma tego pytania. Uśmiechnęła się.
- Tak, znowu jesteśmy przyjaciółmi.
- To dobrze - powiedział swym chrapliwym głosem, biorąc Alissę w
ramiona. - Przepraszam ciÄ™.
Zamknęła oczy wtulona w jego objęcia. Czuła go wszystkimi
zmysłami; gorąca fala miłosnego podniecenia rozlewała się po jej ciele...
- Daniel wyjechał na tydzień i zostawił mi klucz na wypadek
gdybyśmy mieli ochotę spędzić weekend z dziećmi nad morzem. Co ty na
to? -Przytulił ją mocniej do siebie.
- Taak... ?
- Pytałem czy ty, Michael i Matthew nie mielibyście ochoty spędzić
ze Stevenem, SarÄ… i ze mnÄ… weekendu nad morzem w rezydencji Daniela.
93
RS
Alissa wiedziała, z czym się ta propozycja wiązała. Wiedziała także,
że ona również nie wytrzyma już dłużej. Kochała Rade'a i pragnęła oddać
mu całą siebie.
- Tak, Rade - odpowiedziała szeptem. - Ja, Michael i Matthew mamy
wielką ochotę spędzić ze Stevenem, Sarą i tobą weekend nad morzem, w
rezydencji Daniela.
94
RS
ROZDZIAA VIII
Alissa leżała na ręczniku kąpielowym, na plaży przed domem
Daniela Hastingsa. Myślała o marcowym Bostonie. Zimno, wietrznie,
szaro i posępnie. Deszcz, a może nawet śnieg. W gorącym słońcu, pod
bezchmurnym, marcowym niebem południowej Kalifornii, czuła się
oddalona o całe lata świetlne od swego rodzinnego miasta. Założyła
okulary przeciwsłoneczne i uśmiechnęła się. Po raz pierwszy zrobiło jej się
szkoda tych wszystkich, którzy musieli zmagać się z ostatnimi podrygami
zimy, tam, na północnym wschodzie.
Kilka jardów przed nią Rade wraz z dziećmi budował gigantyczny
zamek z piasku. Przybyli tu dokładnie o dziesiątej trzydzieści. W ciągu
pięciu minut dzieci przebrały się i pognały na plażę. Rade, chcąc nie
chcąc, musiał pójść za nimi. Alissa dołączyła do nich godzinę pózniej.
Woda była za zimna na kąpiel, lecz dzieci oczywiście musiały to
sprawdzić na własnej skórze. Rozpoczęcie prac nad piaskowymi fortyfika-
cjami, fosą i portem, Rade zarządził na krótko przed lunchem. Każdemu z
dzieci przydzielił osobny odcinek robót, tak że - jak ze zdumieniem
zauważyła Alissa - ustały zwykłe kłótnie i swary. Jakiś przypadkowy
przechodzień mógłby ich uznać za przykładnie zgodną, szczęśliwą
rodzinÄ™.
Poczuła, jak coś przesłania jej słońce. Otworzyła oczy. Stał nad nią
Rade - wysoki, barczysty, ubrany w skąpe, błękitne kąpielówki, ukazując
w uśmiechu dwa rzędy równych, śnieżnobiałych zębów. Czy znalazłaby
się na tym świecie kobieta, która by ci się oparła?" - zapytała w myślach
95
RS
Alissa, czując ogarniające ją podniecenie na widok jego pięknego,
opalonego w kalifornijskim słońcu, tryskającego siłą i energią ciała.
- Cześć... - Zdjęła okulary.
- Jeszcze chwilę będziesz patrzeć na mnie w ten sposób, a poczuję
się zmuszony do... hm, podjęcia pewnych kroków...
- Słucham? - Podniosła brwi. - Jakie kroki masz na myśli?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]