
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Gordon Barbara (Zajączkowska Mitzner Larysa) Ewa wzywa 07... 114 Dolina nocy
- GR695. McCauley Barbara Prywatne Ĺźycie gwiazdy
- Boswell_Barbara_Wiecej_niz_zycie_RPP078
- E book Alojzy Feliński Barbara Radziwiłłówna
- Delinsky Barbara Samotne serce
- McMahon Barbara Ballada o miloÂœci
- Rosiek_Barbara_ _Bylam_Schizofreniczka
- Herbert Zbigniew Barbarzyńca w ogrodzie
- Barbara Delinsky Pišty mężczyzna
- Nie do pobicia Barbara Wilson
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- soffa.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że jest zbyt ciekawska, pragnęła jednak dowiedzieć się
wszystkiego o człowieku, który znaczył dla niej tak wiele.
- Jego matka umarła, gdy miał szesnaście lat, a ojciec
ożenił się powtórnie. Macocha nie lubiła go, a ponieważ czuł
się tam nieszczęśliwy, przyjeżdżał do nas na wakacje.
Przypadaliśmy za tym.
- Ale chciał jezdzić po świecie - powiedziała Pandia,
jakby głośno się zastanawiała.
- Miał zbyt awanturniczą naturę, nie potrafił odnalezć się
w zamku ani w domu, gdzie jego znacznie starszy brat bardzo
go ograniczał.
- Rozumiem - rzekła cicho Pandia. Pomyślała, że lord
Sylwester musiał być szczęśliwy
docierając do tak odległych miejsc. To czego dokonał
osobiście, jej ojciec zrobił w wyobrazni siedząc w Little
Barford.
Chętnie porozmawiałaby o tym z lordem Sylwestrem, bo
wiedziała, że wszystko pojmie.
Szybko pożegnała lady Annę i ubrana w elegancki
karakułowy płaszcz z szynszylowym kołnierzem zbiegła na
dół. Zastała tam czekający na nią powóz.
Kiedy konie grzęzły w śniegu, który zasypał podjazd,
poczuła, że cała płonie dziwną żądzą ujrzenia lorda Sylwestra.
- Znowu go zobaczÄ™... znowu z nim porozmawiam.... i
może... znowu mnie... pocałuje!
Zarumieniła się, bo tęsknota za jego pocałunkami wydała
jej się nieskromna. Nie umiała jednak stłumić ognia, który
rozgorzał w niej na nowo na wspomnienie ostatniej nocy.
Kocham go!", pomyślała Pandia. Kocham go sercem,
duszą i ciałem i nic poza nim się nie liczy."
Zastanawiała się, co by powiedział, gdyby wyznała mu, że
nie jest hrabiną Linbourne, ale zwykłą panną Pandią Hunyadi.
Potem uświadomiła sobie, że wyjawiając swe prawdziwe
nazwisko lordowi Sylwestrowi, czy komukolwiek innemu,
zachowałaby się jak Judasz wobec własnej siostry.
Była też najzupełniej przekonana, że nie miał zamiaru się
ożenić.
Jak ktoś, kto podróżował w najdalsze krańce świata, mógł
brać ze sobą żonę?
Choćby się zarzekał, że ją kocha i nigdy nie opuści, myślał
o niej jako o zamężnej kobiecie, której kochankiem mógłby
zostać. Nie chciał jednak ciężaru w postaci żony.
- Nie - stwierdziła. - To tylko sen, z którego oboje kiedyś
musimy się otrząsnąć.
Jednocześnie wiedziała, że sen ten przemieni się dla niej
jeśli nie w koszmar, to w wieczne poczucie straty i narastający
żal za kimś, kogo już nie zobaczy.
Może czytać jego książki i nosić je w sercu, ale to nie
będzie to samo, co poczuć jego usta na swoich i, chociaż
rumieniła się na samą myśl, poczuć dotkniecie jego rąk na
ciele.
Jeszcze raz przemknęło jej przez głowę, że postąpiła
głupio nie biorąc tego, co zeszłej nocy ofiarowali jej bogowie i
nie pozwalając mu się kochać, tak jak o to prosił.
Przynajmniej miałaby co wspominać, zamiast odsyłać
lorda mówiącego, że skazuje go na śmierć.
Ale wiedziała też, że rezygnując ze swoich zasad i
ideałów, utraciłaby coś bardzo cennego.
Kiedy tak wstrząsnęło nią zachowanie siostry, nie mogła
zrozumieć tego, co Selena nazwała ognistą krwią".
Teraz już rozumiała. Chociaż dusza podpowiadała jej, iż
postąpiła właściwie, ciało krzyczało, że nigdy nie dowie się,
czym jest miłość.
Miłość, która kazała jej matce uciec z ojcem i która
uczyniła ich cudownie szczęśliwymi przez wszystkie lata, gdy
byli razem.
Takiego uczucia pragnę - powiedziała sobie - ale kiedy
było tak blisko, pozwoliłam mu uciec."
Czuła łzy pod powiekami, lecz nie dała im popłynąć.
Przez całą drogę do Londynu siedziała myśląc o lordzie
Sylwestrze i o tym, jak bardzo go kocha. Jednocześnie czuła
obecność matki.
Wydawało jej się, że słyszy słowa, że postąpiła właściwie
i że choć może trudno to sobie wyobrazić, kiedyś przestanie
tego żałować.
Kiedy powóz zajechał na Grosvenor Square, rozwinięto
czerwony chodnik i główny lokaj wyszedł, aby ją powitać.
- Cieszę się, że panią widzę, Milady - powiedział. -
Bardzo się martwiliśmy zeszłej nocy, że wasza wysokość
zdecydowała się na jazdę w zadymce i miała po drodze jakieś
kłopoty.
- Na szczęście, z powodu złej pogody nawet nie
wyruszyłam - odparła Pandia - i zostałam bezpiecznie w
zamku.
- To bardzo dobrze, doprawdy bardzo dobrze, Milady!
Kiedy dotarli do stóp schodów, lokaj zapytał:
- Czy zje pani lunch w buduarze?
- Tak byłoby najlepiej. Jestem trochę zmęczona po
podróży.
Umilkła. Potem dodała:
- Lord Sylwester Stone przyjdzie na podwieczorek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]