
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Gordon Barbara (Zajączkowska Mitzner Larysa) Ewa wzywa 07... 114 Dolina nocy
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 160 Lucyfer i anioł
- GR695. McCauley Barbara Prywatne Ĺźycie gwiazdy
- Cartland Barbara Kobiety też mają serca
- Boswell_Barbara_Wiecej_niz_zycie_RPP078
- E book Alojzy Feliński Barbara Radziwiłłówna
- Cartland Barbara Ognista krew
- Delinsky Barbara Samotne serce
- McMahon Barbara Ballada o miloÂœci
- Anderson Natalie Kuszć…ce zdjć™cie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- stirlic.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Hmmm... - Pan Todd pokręcił głową. - Może zadzwoń do niego, Tess. Dowiedz się,
kiedy wróci. Pewnie się ucieszy, kiedy ktoś zgłosi się z pomocą. Chodzisz z nim także na inne
zajęcia, prawda?
- Tak. - Starałam się zachować obojętny ton. - Chyba mogę do niego zadzwonić.
- Dobrze! - ucieszył się pan Todd. - To będzie miły gest. No, to lecę na salę
gimnastyczną, zanim chłopcy się nawzajem pomordują. Trener nigdy nie zaznaje spokoju.
Pożegnaliśmy się i wyszłam ze szkoły. Czyżbym zgodziła się zadzwonić do Luke'a?
Przypomniałam sobie nasze ostatnie spotkanie na stacji benzynowej. Poważnie wątpiłam,
żeby rozmowa ze mną sprawiła mu przyjemność.
Dotarłam do domu i rzuciłam się na książkę telefoniczną. Pod literą S znalazłam
nazwisko Stoddard, Charles . Wiedziałam, że ojciec Luke'a miał na imię Charlie, a zatem
musiałam trafić na właściwy trop. Odetchnęłam głęboko, podniosłam słuchawkę i wykręciłam
numer.
Nerwowo odliczałam sygnały. Wreszcie usłyszałam nie znany chłopięcy głos. Mój
rozmówca oznajmił, że Luke'a nie ma w domu. Gdy spytałam, kiedy wróci, w słuchawce
zapadła cisza.
- Nie wiem - powiedział wreszcie chłopiec. Jego głos brzmiał nieufnie. - Jestem Jason,
brat Luke'a. Może mu coś powtórzyć?
- No... - Zawahałam się. - Mówi Tess Lawrence. Chodzę razem z twoim bratem na
zajęcia i, no cóż... Nie ma go przez cały tydzień, więc chciałam spytać, kiedy wróci. Stracił
wiele zajęć i pomyślałam, że może przy niosę mu zeszyty. Chyba że jutro wróci do szkoły.
- Nie, jutro też go nie będzie - poinformował mnie Jason, o wiele bardziej życzliwie. -
Ale Luke z pewnością się ucieszy, jeśli go odwiedzisz.
Niespodziewanie dla samej siebie zgodziłam się wpaść do nich nazajutrz po szkole.
Jason wyjaśnił mi, jak do nich trafić, i odłożyłam słuchawkę zastanawiając się, w co też się
wpakowałam. Wiedziałam, co powie Luke, kiedy brat oznajmi mu, że jakaś Tess przyjdzie
jutro po lekcjach. No trudno, pomyślałam. Robię to na prośbę pana Todda. Nic mnie to nie
obchodzi.
Mama pożyczyła mi swój samochód i następnego dnia po szkolę wyruszyłam w stronę
domu Luke'a. Na Peach Street zwolniłam, żeby odczytać numery domów. Zatrzymałam się
przed numerem 503; wielki piętrowy dom chylił się ku upadkowi. To chyba tu, pomyślałam z
niepokojem, wyłączając silnik i biorąc zeszyty pod pachę.
Na podwórku stał mały rowerek i coś, co wyglądało na pogryzione przez psa kółko do
rzucania. Weszłam po schodkach na ganek i zatrzymałam się przed uchylonymi drzwiami. Z
wnętrza domu dobiegały dzwięki skrzypiec; domyśliłam się, że to Luke gra. Grał szybko i
bardzo dobrze. Przypomniałam sobie słowa Lenny: ojciec Luke'a był jednym z najlepszych
skrzypków w Kentucky, a Luke go przewyższył.
Muzyka ucichła; stałam jeszcze przez chwilę, a potem zapukałam. Gdzieś w głębi
domu zaszczekał pies, a zaraz potem drzwi się otworzyły. Na progu stanął Luke ze strasznie
zdziwioną miną. Miał na sobie podarte dżinsy i kraciastą koszulę narzuconą na biały podko-
szulek. Wyglądał na zmęczonego. Włosy miał potargane, a policzki pokryte zarostem.
- Tess? Co ty tu robisz?
Z przerazliwą jasnością zrozumiałam, że nikt nie zapowiedział mojej wizyty.
- Cześć... - rzuciłam nieśmiało. - Twój brat nie powiedział ci, że wpadnę?
- Który? - Ubiegł mnie, zanim zdołałam odpowiedzieć. - Niech zgadnę; Jason, tak?
Przytaknęłam, a Luke zmarszczył brwi.
- Co za tępak! Nie, nic mi nie mówił i zaraz skręcę mu za to kark.
Uznałam, że nie jestem mile widzianym gościem.
- O, nic sienie stało. - Byłam speszona. - Powiedziałam mu, że przyniosę ci zeszyty,
ale jeśli nie masz czasu...
- Nie chciałem, żebyś sobie poszła, Tess. Wściekłem się tylko, że brat mnie...
- Nie ostrzegł? - dokończyłam za niego. Uśmiechnął się.
- %7łe nic mi nie powiedział. Ale dziękuję. Naprawdę miło z twojej strony, że zadałaś
sobie tyle kłopotu.
- Nie ma o czym mówić - mruknęłam. - No, to chyba już pójdę.
- Spieszysz się? - spytał Luke. - Nie wstąpisz na chwilę?
Milczałam, a on szybko mówił dalej:
- Posłuchaj mnie, Tess. Przepraszam za to, co stało się w sobotę. Nie miałem prawa
tak na ciebie wrzeszczeć. Po prostu nie lubię Cartera, i tyle. Przepraszam.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]