
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Burroughs Edgar Rice Tarzan 09 Tarzan i zloty lew
- 2000 09. Gwiazdka miłości 2. Steffen Sandra Kto się boi świąt
- Cindi Myers Idylla rodzinna Specjal 05 09 3
- Watt Evans, Lawrence Ethshar 09 Night of Madness
- Lien Merete Zapomniany ogrĂłd 09 Ocalenie
- 09. Dodatekb
- Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 5 Zemsta Przeklętych
- Karol May Ród Rodrigandów 06 Pantera południa
- Gregory Philippa Powieści Tudorowskie 06 Uwięziona królowa
- 01.Flanders_Rebecca_Do_trzech_razy_sztuka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spholonki.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przysięgę posłuszeństwa.
Wyszesława przybladła. Naszło ją uczucie, jakby zamiast znanego niebezpieczeństwa jakieś nieznane
czekało na syna. Król, który spodziewał się objawu radości, widząc jej zmieszanie sądził, że Wyszesława za
niekorzystne uważa warunki, pod jakimi Włodzisław godzi się na powrót wygnańców, i powiedział:
Iście to, czego żąda Włodzisław, oznacza uznanie go panującym książęciem. Ale gdym Mieszkowi
pomoc ofiarował w odzyskaniu ojcowego tronu, rzekł mi, że nie chce wojny nieść do kraju ni pomsty szukać za
rodzica, a właść obejmie, gdy go naród do niej powoła. Może i praw jest, bo nie mieczem dobywa się serca. Nie
braknie mu ich w kraju, jako i tu nie brakło, a na mnie zawsze liczyć może jako na brata. Iście! Umiarem i
cierpliwością więcej osiągnąć można nizli siłą. Bądzcie, pani, dobrej myśli.
Wyszesława nie była dobrej myśli, nie chciała jednak okazać tego synowi, który przybiegł podniecony,
ponaglając przygotowania do wyjazdu. Ale radość jego przygasili polscy woje. Gdy im oznajmił, pod jakimi
warunkami książę zezwala na ich powrót do kraju, Mikołaj Strzemieńczyk rzucił popędliwie:
Wróciłbym i bez przyzwolenia, tedy ani mi w myśli wiarę zaprzysięgać wydziercy.
Ja zasię zaprzysięgnę, jeno ani mi w myśli strzymać wiarołomcy mruknął ponuro Czasław
Strzemieńczyk.
Ze wszystkim mnie się widzi, że to Sieciechowy podstęp, by nas do kraju zwabić rzekł Mroczko.
Czemuż to Włodzisław teraz wrócić nam zwala, gdy mu się dziedzic urodził? By mu w porę usunąć
współzawodnika, bo wie, że choćbyście go ninie nie zesadzili z książęcego stolca, nigdy go ów szczeniak po nim
nie odzierży.
Nawet wam nijakiej dzielnicy nie wydziela, by siły nie dać do ręki. Czym będziecie tam, gdzie cała
właść po rodzicu wam się należy?
Gadali teraz jeden przez drugiego, jakby wylać chcieli nagromadzoną przez lata wyczekiwania gorycz.
Mieszko słuchał chmurnie, opuściwszy oczy. Teraz i jego naszły wątpliwości, ale gdy przycichło, powiedział:
Jedno wiem, że lepiej z przyzwoleniem wracać nizli bez niego. Nikomu na ostrożności mieć się nie
wzbronno. O właść się dla mnie nie zastawiajcie, bo nie wam o tym stanowić. W kraju się rozpatrzym, zali mu
spokój i ład milszy nizli zmiana na książęcym stolcu. Nikomu też za złe nie wezmę, jeśli hołd złoży książęciu
Włodzisławowi i przysięgę, a sumienia swego niechaj się pyta, zali mu złamać ją wolno.
Mówił stanowczo i z powagą, widocznie przekonał wielu, bo wrzawa ucichła, i zakończył:
Nie psujmyż sobie radości, że ojczyznę i swoich obaczym. Będzie, co Bóg da. Tedy gotujcie się do
drogi, bo zadość było czekania.
Wychodzili gromadnie, tylko Przedstaw Aabędz stał ponuro zamyślony. Mieszko zwrócił się do niego:
%7łegocie Toporczykowie zakarbowali odstępstwo, ale ty mógłbyś wracać.
Rodzicowi waszemu wiarę ślubowałem, nie będę jej ślubił wydziercy ni ślubowanej nie złamię, bo nie
mój obyczaj. Wracać nie mam do kogo, gdy się mnie rodowcy odrzekli, tedy ostanę. Wrócę, gdy wam będę
potrzebny. Tedy zwólcie się pożegnać.
Nie zabędę, żeś wiary dochował memu rodzicowi, gdy wielu odstąpiło powiedział Mieszko. Ale
sam tu ostaniesz między obcymi?
Sam byłem między swojakami, nawykłem.
Tedy żegnaj i daj Bóg w zdrowiu się obaczyć.
Wawelskie wzgórze ożyło, gdy na biskupiej stolicy zasiadł nowy pasterz. Ale gdy przerwano prace nad
odbudową katedry, długie jesienne wieczory znowu pogrążyły gród w ciszy, którą zakłócał jeno szmer deszczu,
często niosącego już śniegowe płaty, a wszystko, co żyło, szukało schronienia przed wilgotnym chłodem.
Wcześnie też gasły światła, tylko otwory okiennic w komnacie Dobronegi długo w noc przeświecały niepewnym
poblaskiem płonącego na kominie ognia.
Stara księżna posunęła się bardzo, a teraz odbieżał ją sen. Nieraz do póznego brzasku przesiedziała
wpatrzona w płomień, zadrzemując chwilami, to znów nasłuchując czujnie odgłosów z dworu. Darmo niewiasty
służebne usiłowały nakłonić ją, by się ułożyła na spoczynek; czekała na Mieszka, świadoma, że niedługo będzie
jej dane cieszyć się obecnością wnuka, jedyną już i ostatnią miłością w jej długim życiu.
W samotności i ciszy zacierały się granice między rzeczywistością, sennym marzeniem i wspomnieniami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]