
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- John DeChancie Castle 05 Castle Murders
- Feehan, Christine Dark 05 Dark Challenge
- Harry Harrison Bill 05 On the Planet of Zombie Vampires (Jack C. Haldeman)
- Dan Gutman [Baseball Card Adventure 05] Mickey & Me (v5.0) (pdf)
- York Rebecca Intryga i milosc 05 Moje dziecko moj skarb
- Caine Rachel Wampiry z Morganville 05 Pan Ciemności Tłumaczenie Oficjalne
- Burroughs Edgar Rice Tarzan 09 Tarzan i zloty lew
- 05. Roberts Nora Jedyna taka noc
- Anthony, Piers Tyrant 05 Statesman
- Avalon_ The Return of King Arth Stephen R. Lawhead
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ilemaszlat.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
galnym geście. - Proszę o wybaczenie, ale trudno
się pani oprzeć.
- Jestem pewna, że mówi pan to każdej kobie-
cie w każdej kuchni, w której pan pracuje. - Gi-
selle powróciła do poprzedniej wyniosłej posta-
wy. - Znam siÄ™ na takich jak pan. Nic dobrego, po
prostu nic dobrego.
- Wcale się pani nie zna, ale jeśli pani pozwoli,
możemy się poznać lepiej.
Lacey włączyła mikser, do którego wrzuciła
orzechy, odcinając się tym samym od ich śmie-
chów i żarcików. Jeśli Giselle zechce poznać jej
S
R
zdanie, powie jej, żeby przychylniejszym okiem
popatrzyła na zaloty mistrza Gautiera. Starszy
pan był wyraznie oczarowany koleżanką po fa-
chu, ale duma albo obawa o to, jak Giselle je
przyjmie, onieśmielały go.
Czy nie z tego samego powodu Mark wycofuje
się, ilekroć są z sobą blisko^ Dodała do miksera
masło i cukier i przyglądała się, jak składniki
zamieniają się w ciasto. Czuła, że Mark chce się
do niej zbliżyć, ale jego doświadczenie życiowe,
wyobrażenia o miłości albo jeszcze coś innego
powstrzymują go przed zrobieniem następnego
kroku.
Przełożyła ciasto do formy na tarty i zaczęła
formować spód. Ach, gdyby ludzie kierowali się
uczuciami - szli za głosem serca, jak radziła
Celeste - a nie główkowali przez cały czas, świat
bez wątpienia byłby lepszy.
Zaczęła przygotowywać masę.
- Jak ci idzie, panienko Lacey? - Gautier wy-
nurzył się ze spiżarni, niosąc na tacy spód wesel-
nego tortu. Za nim szła Giselle z kolejną warstwą.
- Myślę, że całkiem niezle. - Lacey spróbowała
nadzienia. Jeszcze mu czegoś brakowało. - Chyba
pasta migdałowa nie bardzo do tego pasuje.
- A nie mówiłam? - Giselle spojrzała na Gau-
tiera.
- Ale może byłby lepszy... migdałowy likier?-
- zastanowiła się na głos Lacey.
S
R
- Amaretto. Znakomicie!
- Tylko nie za dużo - ostrzegła Giselle. - %7łeby
broń Boże nie zdominował zapachu orzechów
i wiśni.
- Słusznie - potwierdził Gautier. - Tylko
odrobineczkÄ™. Ledwie, ledwie.
- Gdzieś tu miałam amaretto. - Giselle od-
wróciła się do kredensu.
- Chętnie pani pomogę. - Gautier rzucił się
i z górnej półki zdjął butelkę.
- Bardzo dziękuję. - Z rumieńcem na twarzy
Giselle wyglądała jak zawstydzona panienka.
Ci dwoje dłuższy czas przebywali sam na sam
w spiżarni, więc niewykluczone, że zdążyli lepiej
się poznać, zadumała się Lacey.
- Proszę bardzo, panienko. - Gautier podał jej
butelkÄ™ z likierem.
Pod kierunkiem doświadczonych mistrzów
dolała niedużą miarkę likieru do wypełnienia
tarty i zamieszała masę. Każde z nich spróbowało
po łyżeczce.
- Pyszne - oznajmiła Giselle. - Jeżeli twoi
instruktorzy nie postawią ci najwyższej oceny, to
znaczy, że są idiotami.
- I znowu ma rację - uśmiechnął się pro-
miennie Gautier. - Wybrałaś najlepszą kombi-
nację składników, moja droga. Gratuluję. Kiedy
otrzymasz dyplom, może będziesz chciała pra-
cować ze mną?
S
R
- Niech pan nie będzie śmieszny - oburzyła się
Giselle. - Lacey zostanie tutaj i będzie pracować
dla mnie. - I zaczęło się od nowa: w drodze do
pokoju kredensowego Giselle i Gautier nie prze-
stawali się sprzeczać i droczyć.
Lacey uśmiechnęła się i nałożyła masę na orze-
chowy spód. Jej wyrób będzie przepyszny - wart
wysiłku, jaki weń włożyła. Może podobnie jest ze
związkami - im więcej da z siebie jedna ze stron,
tym słodsza będzie nagroda.
Na czas próbnej kolacji weselnej jadalnia zajaz-
du zmieniła się nie do poznania. Wyglądała jak
sceneria z bajki. Zdobiły ją maleńkie białe lampki
i zieleń, z sufitu i ścian spływała delikatna biała
siateczka, za którą sznury białych światełek przy-
pominały gwiazdy we mgle. Pod ścianami usta-
wiono palmy w donicach, stół przykrywał udra-
powany biały jedwab, na którym stała porcelano-
wa zastawa ze złotą obwódką.
Mark z kamerą w ręku zajął wyznaczone mu
miejsce przy stole. Okazało się, że siedzi na-
przeciwko ojca i Margie. Ojciec i syn nie widzieli
się od spotkania w sypialni, ale Mark przysiągł
sobie, że zachowa się jak cywilizowany człowiek.
Alan najwyrazniej przyrzekł sobie to samo. Ski-
nął głową do Marka i powiedział:
- Cześć, synu. Pamiętasz Maggie, jak sądzę.
- Oczywiście. Witaj, Maggie. - Wymienił
S
R
uścisk dłoni z żoną ojca - za nic w świecie nie
chciał myśleć o niej jak o swojej macosze - po
czym usiadł. Już po chwili jadalnia rozbrzmiała
gwarem.
- To cudownie, że jesteśmy tu razem i że
wspólnie będziemy świętować tak wspaniałą
okazję - ciepło powitała wszystkich Celeste ze
swojego miejsca w głowie stołu. - Czuję miłość
w powietrzu. Może wszyscy ulegliśmy jej czaro-
wi. - Uniosła kieliszek, a reszta gości, idąc jej
śladem, wypiła zdrowie młodej pary. Następnie
kelnerzy wnieśli pierwsze danie - kremową zupę
z dyni, którą towarzystwo powitało entuzjas-
tycznie.
Mark podniósł głowę i spostrzegł, że ojciec
bacznie mu siÄ™ przypatruje.
- Dobrze wyglądasz - powiedział Alan. - Te
podróże muszą ci służyć.
Jeszcze dwa dni temu wuj Frank martwił się
że wygląda na zmęczonego. Czy to Paryż tak go
zmienił, czy coś innego ?
- Pewnie tak. LubiÄ™ swojÄ… pracÄ™. - To prawda.
Lubił ją! Ale rzeczywistym powodem, dla którego
wciąż był w rozjazdach, to fakt, że nie miał po co
wracać do domu, do pustego mieszkania.
Tymczasem wuj Frank wstał, odchrząknął,
a całe towarzystwo skupiło na nim uwagę.
- Jako oficjalny gospodarz tej kolacji pragnÄ™
was wszystkich powitać i powiedzieć, jaką radoś-
S
R
cią było przebywanie z wami przez kilka ostat-
nich dni.
Odpowiedziały mu oklaski i okrzyki:
- Brawo! Dobrze mówi!
- Chcę jeszcze podkreślić, jak bardzo jestem
szczęśliwy, że nasza rodzina powiększy się o Ale-
xis i całą jej rodzinę - kontynuował Frank. - Jest
uroczą i śliczną dziewczyną i wiem, że mój Gabe
będzie z nią bardzo szczęśliwy.
Gabe pochylił się i skradł pocałunek narzeczo-
nej. Mark przyłączył się do oklasków. Gabe na-
prawdÄ™ jest rozanielony, ale ile czasu potrwa to
uczucie, gdy już będą po ślubie?- Czy naprawdę
istnieje coś takiego jak żyli długo i szczęśliwie ?
W trakcie jedzenia głównego dania Mark ob-
serwował współbiesiadników i ogarniało go coraz
dotkliwsze przygnębienie. Gdziekolwiek spoj-
rzał, widział twarze radośniejsze od swojej. Na-
wet ojciec i Margie uśmiechali się i naprawdę
wyglÄ…dali na zakochanych.
Chciał się wyrwać z ponurego nastroju, ale nie
wiedział jak.
Po głównym daniu i sałacie podano sery.
- Na dzisiejszy wieczór został przygotowany
specjalny smakołyk - oznajmiła Celeste, kiedy
opróżniono półmisek z serami. - Na deser skosz-
tujemy nowe danie wyczarowane przez pannÄ™
Lacey Jessup;
Jak na zawołanie otworzyły się drzwi i do
S
R
jadalni weszła Lacey, niosąc srebrną tacę, na
której lśniły wiśniowe tarty.
- Wiśniowo-orzechową tarte panna Lacey
wymyśliła na egzamin w szkole Le Cordon Bleu
- wyjaśniła Celeste. - Jest wyśmienita i nie
wątpię, że otrzyma od was najwyższą notę. To
dla nas zaszczyt, że kochana Lacey zechciała nas
obdarzyć swoim kulinarnym dziełem.
Kiedy uwaga wszystkich skupiła się na niej,
Lacey oblała się ciemnym rumieńcem, a Marka
zachwycił jej uśmiech. Była piękna aż do bólu.
Rozejrzała się wokół stołu, a kiedy dotarła do
niego, zatrzymała na nim wzrok i uśmiechnęła się
jeszcze bardziej słodko.
Ku swojemu zdumieniu stwierdził, że serce
wali mu jak młot. Dotąd sądził, że takie fizyczne
reakcje na widok drugiej osoby to powieściowa
fikcja.
Przypomniał sobie, jak się zezłościła, kiedy ją
przepraszał za pocałunek w kuchni, i uśmiechnął
siÄ™ na to wspomnienie.
- Co ciÄ™ tak bawi?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]