
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- 2000 09. Gwiazdka miłości 2. Steffen Sandra Kto się boi świąt
- Cindi Myers Idylla rodzinna Specjal 05 09 3
- Watt Evans, Lawrence Ethshar 09 Night of Madness
- Lien Merete Zapomniany ogrĂłd 09 Ocalenie
- Bunsch Karol Powieści piastowskie 09. PRZEKLŃSTWO
- Rice Darcy Milosc na Hawajach
- Rice Anne The Vampire Lestat [en]
- 09. Dodatekb
- C.S. Lewis 1.OpowieÂœci z Narnii Lew,czarownica i stara szafa
- Burroughs Edgar Rice 3. Prawo dĹźungli
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- stirlic.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tfaczeszcza kfmei i którego nie betę mógł no sicz w Anglii, chyba szc pójdę na pal
kostjumoty, czego nikty nic ropie.
Kraski nie odzywał się, przysłuchując się z oczyma wlepionymi w ziemię. Wreszcie
przemówił.
Straciliśmy swe złoto i resztę dwu tysięcy funtów musimy wydać na koszta powrotne
do Anglii, innymi słowy, cala wyprawa przyniosła nam straty. Może wy chętnie godzicie się z
losem rozbitków, aleja, nie. W Afryce są jeszcze inne rzeczy prócz złota Oparu. Jeśli mamy
opuścić ten kraj, to nie widzę racji, byśmy nie mieli zabrać ze sobą czegoś, co by nam
opłaciło stracony czas i poniesione wydatki.
Co masz na myśli? zapytał Peebles.
Chcąc nauczyć się narzecza, dużo rozmawiałem z Owazą i ciekawych rzeczy
dowiedziałem się o tym łotrze. Gdyby go chciano powiesić za wszystkie popełnione
morderstwa, musiałby żyć wielokrotnie, ale to przebiegła sztuka. Nauczyłem się od niego
tyle, że mogę śmiało twierdzić, iż jeśli będziemy się razem trzymali, możemy opuścić Afrykę
z ładnym dobytkiem. Prócz tego, wcale nie wyrzekam się złota Oparu. Co przepadło, to
przepadło, ale dosyć pozostało tam, skąd raz wzięliśmy. Pewnego pięknego dnia wrócę po
swoją część.
Ale co z ową pierwszą sprawą? zapytała Flora. W jaki sposób Owaza może
pomóc?
Jest zgraja Arabów objaśnił Kraski rabujących niewolników i kość słoniową.
Owaza wie, gdzie oni działają i gdzie się znajduje ich główny obóz. Jest ich tam niewielu, a
ich Murzyni to prawie wszystko niewolnicy, każdej chwili gotowi się rzucić na nich. Mój
pomysł tak się przedstawia: stanowimy dosyć duży oddział, by nimi owładnąć i zabrać im
kość słoniowa, o ile potrafimy na swoją stronę przeciągnąć ich niewolników. Nie
potrzebujemy niewolników, możemy więc w zamian za pomoc obiecać im wolność, a Owazie
i jego zgrai dać część kości słoniowej.
Skąd wiesz, że Owaza zechce nam pomóc? zapytała Flora.
To jego pomysł; stąd wiem, że zechce odparł Kraski.
Podoba mi się ta myśl rzekł Peebles wcale nie mam ochoty wracać z pustymi
rękami. Pozostali również pochwalali projekt.
ROZDZIAA XI
DZIWNE KADZIDAA
Tarzan, niosąc trupa Bolgani, skierował się w stronę budynku, który zauważył poprzednio.
Ciekawość ludzka silniejsza była od wrodzonej mu ostrożności zwierzęcej. Szedł pod wiatr i
dochodzące go wonie ostrzegły go, że zbliża się do siedliska Bolgamch. Z odorem goryli
mieszał się odór Gomanganich i gotowanego jadła, a także jakiś mocny słodkawy zapach.
Zapach ten mógł człowiek małpa przypisać tylko palącym się kadzidłom, chociaż trudno
było przypuścić, by podobne wonie rozchodziły się z siedlisk Bolganich. Może rozchodziły
się z wielkiego gmachu, który musieli zbudować ludzie i w którym zapewne ludzie mieszkali,
choć co prawda, wśród licznych woni, jakie jego nozdrza wyczuwały, nie rozróżnił Tarzan
śladu woni białego człowieka.
Poznawszy po coraz silniejszym odorze, że zbliża się do Bolganich, wzniósł się wraz ze
swym ciężarem na drzewo. Ukryty wysoko wśród liści, ujrzał mur, a za nim zarysy tak
niesamowitej budowli, że wydawała się nie z tego świata. Spoza muru dolatywał odór
Bolganich i zapach kadzidła, pomieszane z wonią Numy, lwa. Na pięćdziesiąt stóp od
zewnętrznej strony muru dżungla była wykarczowana, nie było więc przy murze żadnego
drzewa, ale Tarzan podsunął się, o ile mógł najbliżej, przezornie ukryty wśród liści. Wybrał
punkt na takiej wysokości, by móc zajrzeć ponad szczyt muru.
Gmach był znacznych rozmiarów, złożony z różnych części, które robiły wrażenie, jak
gdyby budowano je w rozmaitych okresach czasu, nie dbając o jednolitość całości. Powstało
stad skojarzenie najrozmaitszych budynków i wież, co wszystko razem robiło wrażenie dosyć
dziwaczne. Gmach stał na sztucznym wzniesieniu około dziesięciu stóp wysokim, otoczony
był granitowym murem, od którego szerokie schody wiodły na dół. Wokoło gmachu rosły
krzaki i drzewa. Niektóre z tych ostatnich zdradzały wielką starożytność, ogromna wieża zaś
była prawie całkowicie obrośnięta bluszczem.
Najbardziej charakterystyczną cechę gmachu stanowiła bogata, barbarzyńska
ornamentacja. Polerowany granit, z którego był wybudowany, wysadzony był skomplikowaną
mozaiką ze złota i diamentów: błyszczące kamienie w niezliczonych tysiącach iskrzyły się na
fasadzie, kopułach i wieżach.
Zagroda, licząca piętnaście do dwudziestu akrów, była przeważnie wzięta pod gmach.
Taras, na którym stał budynek, przeznaczony był na miejsce przechadzki, na kwiaty, krzewy i
ozdobne drzewa, a część przestrzeni poniżej była widocznie poświęcona hodowli warzyw. W
ogrodzie i na tarasie byli nadzy czarni, tacy, jakich Tarzan widział w wiosce, gdzie pozostawił
La. Byli tam mężczyzni i kobiety, zajęci pielęgnowaniem roślin. Wśród nich znajdowało się
wiele istot podobnych do goryli, takich jak stworzenie zabite przez Tarzana, ale te nie
wykonywały żadnej pracy. Kierowały robotą Murzynów, traktując ich wyniośle, nieraz
brutalnie. Ci ludzie goryle przybrani byli w bogate ozdoby, podobnie jak trup, wiszÄ…cy
obecnie na sęku za człowiekiem małpą.
Przyglądając się z zaciekawieniem widokowi w dole, ujrzał Tarzan dwu Bolganich,
wychodzących z głównego wejścia. Mieli oni na głowach przepaski, ozdobione długimi
białymi piórami. Ustawili się po obu stronach wejścia i przyłożywszy ręce do ust, wydali
szereg przenikliwych okrzyków przypominających dzwięki trąby. Czarni zaprzestali
natychmiast pracy i pospieszyli do stóp schodów, wiodących z tarasu do ogrodu. Tu, tak jak
Bolgani, ustawili się po obu stronach stopni. Z wnętrza budynku rozległo się trąbienie i po
chwili Tarzan ujrzał wyłaniający się pochód. Na czele kroczyło czterech Bolganich,
przybranych w ozdobione piórami przepaski na głowach, niosąc w rękach ciężkie naczynia
wzniesione do góry. Za nimi szli dwaj trębacze, a o dwadzieścia stóp za trębaczami wielki
czarnogrzywy lew, prowadzony na smyczy przez czterech krzepkich Murzynów. Po każdej
stronie lwa dwu tych ludzi dzierżyło złote łańcuchy, przymocowane do skrzącej od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]