
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Rice Darcy Milosc na Hawajach
- Rice Anne The Vampire Lestat [en]
- Burroughs Edgar Rice Tarzan 09 Tarzan i zloty lew
- Burroughs, Edgar Rice The Girl From Farris's
- Edgar Rice Burroughs Ksiezniczka Marsa
- Gildas Bourdais UFO 50 tajemniczych lat
- Zagłada. Wojna Pajęczej Królowej księga 4
- Felicjan SśÂ‚awoj SkśÂ‚adkowski Strzć™py meldunków
- Marshall Paula Dynastia Dilhorne'ów 06 Ksić…śźć™ sekretów
- Cartland Barbara Pustynne namić™tnośÂ›ci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ilemaszlat.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miejscu; teraz jego wyczulone powonienie dopomogło mu dojść do przekonania, że obie
istoty, których szukał, niedawno temu zapuściły się w dżunglę, chwilę potem znalazł się na
szlaku, tropiąc usilnie niewyrazne ślady.
Na kilka mil przed nim strwożona młoda kobieta szła ścieżką, wydeptaną przez dzikie
zwierzęta, obawiając się, że lada chwila spotka się z drapieżnikiem lub dzikim człowiekiem.
Szła, instynktownie kierując się w stronę rzeki, skąd miała nieokreśloną nadzieję dostania się
do morza, a stamtąd w cywilizowane strony, aż nagle stanęła na małej, znajomej sobie
polance, na której to Anderssen oddał swe życie dla ocalenia jej, spotykając się z Rokowem.
Widząc drzewo, za którym Szwed ukrył ją i dziecko, przypomniała sobie fuzję i naboje,
zostawione jej przez Anderssena, które tam właśnie rzuciła owej pamiętnej chwili. Miała
wprawdzie przy sobie rewolwer, wyrwany Rokowowi, nie było tam jednak więcej jak sześć
naboi, która to ilość nie mogła jej wystarczyć w zamierzonej wędrówce do oceanu.
Powstrzymując oddech, jęła gorączkowo szukać w dziupli drzewa, ukrytej tam broni, ku
wielkiej jej radości, tak fuzja jak i naboje, leżały tam nietknięte. Przewiesiwszy broń przez
ramię i opasawszy się pasem myśliwskim, czuła się niejako bezpieczniejsza i pokrzepiona na
duchu.
Noc tę przespała na gałęzi drzewa, nazajutrz zaś, o brzasku, ruszyła znowu w drogę, nad
wieczorem już, mając przejść przez niewielką łączkę, przeraziła się widokiem olbrzymiej
małpy, wychodzącej z przeciwnej strony dżungli.
Wiatr dął silnie na łączce i Janina umieściła się za gęstym krzakiem pod wiatr, tak aby woń
nie została odczuta przez wielkie zwierzę.
Małpa z wolna przechodziła przez łączkę, węsząc tuż przy ziemi, jak gdyby szukała
czyichś śladów. Zaledwie uszła dwanaście kroków, gdy cztery podobne jej małpy, jedna po
drugiej, zatrzymały się jakby dla wypoczynku.
Oglądały się przy tym w stronę dżungli, widocznie czekały na kogoś, jakoż po chwili
nadbiegła olbrzymia pantera. Janina sądziła, że poluje ona na wielkie antropoidy, jakież
jednak było jej zdumienie, skoro wielki kot, widocznie w najlepszej komitywie z małpami,
przysiadł przy nich, myjąc się starannie długim, chropowatym językiem.
Janina przypatrywała im się z ukrycia, drżąc o swoje bezpieczeństwo, wiedziała bowiem,
że nic nie poradzi ze swą bronią, przeciw tak przeważającej liczbie wrogów, zdziwienie jej
wzmogło się jednakże w dwójnasób, skoro ujrzała barczystego, czarnego wojownika, który
wyszedł z dżungli, zbliżył się do całej gromady, przemawiając coś do niej. Po chwilce małpy,
pantera i wojownik, przeszedłszy przez łączkę, zniknęli w przeciwnej stronie dżungli.
Z uczuciem niedowierzania i ulgi, Janina zerwała się na nogi i uciekła od tej zatrważającej
czeredy, zapuszczając się w dżunglę, podczas gdy o pół mili za nią Rokow, idąc tym samym
szlakiem, z trwogą śmiertelną przypatrywał się, ukryty za olbrzymim mrowiskiem, jak
drużyna Tarzana, którą rozpoznał, przechodzi mimo niego. Skoro mu tylko zniknęli z oczu,
puścił się pędem naprzód, aby się jak najwięcej oddalić od niej.
Gdy zatem Janina Clayton doszła do brzegu rzeki, która spodziewała się dostać do oceanu,
Mikołaj Rokow był już niedaleko od niej.
Nad brzegiem rzeki spostrzegła wielkie czółno, wyciągnięte na wpół z wody i przywiązane
do drzewa. Odwiązawszy sznur, Janina wytężyła siły, aby spuścić czółno na wodę, było to
jednak zadanie nie na jej wątłe ręce, wówczas przyszło jej na myśl, aby napełniwszy czółno
balastem u steru, bujać tam i sam kabłąk łodzi i powoli wepchnąć ją na falę. Nie było pod
ręką kamieni, zebrała tedy znaczną ilość suchych gałęzi i ku swej wielkiej radości przekonała
się, że czółno powoli zaczyna ześlizgiwać się z zamulonego wybrzeża na wodę. Tak była
zajęta osiągnięciem zamierzonego celu, że nie zauważyła człowieka, ukrytego za drzewem na
skraju dżungli, z której co tylko wyszła sama, przyglądającego się jej pracy z okrutnym i
szyderczym uśmiechem.
Chwyciła teraz za jedno z wioseł, leżących na dnie czółna, aby tym prędzej zepchnąć łódz
na właściwe tory, wtem nagle wzrok jej padł na ową postać, która teraz wyszła z ukrycia. Z
piersi jej dobył się rozpaczliwy okrzyk: poznała Rokowa.
Biegł teraz do niej krzycząc, aby czekała, gdyż inaczej wystrzeli, ponieważ jednak nie miał
broni, nie było podobne sprawdzić czy będzie w stanie wykonać swe pogróżki.
Janina Clayton nie wiedziała, co zaszło po jej ucieczce z obozu, przypuszczała tedy, że
ludzie Rokowa idą w ślad za nim.
Nie chciała jednakże wpaść w szpony tego łotra, jeszcze chwila a czółno znajdzie się na
wodzie. Skoro już prąd uniesie ją wraz z czółnem, nic jej zatrzymać nie zdoła, gdyż Rokow
zbyt był tchórzliwy, by rzucać się wpław w pogoni za nią, narażając się na pożarcie przez
krokodyle.
Rokow ze swej strony postanowił skorzystać ze sposobności i wskoczyć do czółna, aby
znalezć się jak najdalej od Tarzana i jego czeredy. Był gotów wyrzec się z radością swoich
zamiarów względem Janiny Clayton, gdyby była mu pozwoliła zająć obok siebie miejsce w
czółnie. Byłby uczynił wszystkie możliwe obietnice, o ile by tego zaszła potrzeba.
Zorientowawszy się jednak w sytuacji przekonał się, że prośby i obietnice były tu zupełnie
zbyteczne, ponieważ zdawało mu się, że do czółna mógł się dostać w każdym razie, ze
względu na niewielką odległość dzielącą go od łodzi. Zanim jednak dobiegł, czółno, dzięki
nadludzkim wysiłkom Janiny, wydostało się na rzekę, płynąc z wolna w stronę oceanu.
Nareszcie ocalona! Janina Clayton, szepcząc modlitwę dziękczynną, spostrzegła uśmiech
tryumfu na twarzy Rosjanina. Skulona u steru czółna, uświadomiła sobie nagle, że oto znowu
wpada w ręce okrutnego wroga. Rokow w błotnistym mule wybrzeża znalazł i podjął sznur,
zwisający z czółna, którym było ono przywiązane do brzegu, a który Janina zapomniała
odciąć w swoim gorączkowym pośpiechu ucieczki.
ROZDZIAA XV
NA RZECE UGAMBI
Na pół drogi pomiędzy rzeką Ugambi a wioską Mganwazamów, Tarzan napotkał swoją
drużynę, poruszającą się z wolna po jego śladzie. Mugambi z trudnością uwierzył, że
Rosjanin i małżonka jego pana przeszli tak blisko nich, nie będąc zauważeni. Tarzan jednakże
pokazał mu odciski ich kroków oraz miejsca, gdzie się chowali, aby uniknąć spotkania ze
straszliwÄ… gromadÄ….
Widoczne było, że Janina i Rokow szli oddzielnie. Tarzan przyszedł do tego wniosku,
badając starannie ślady, doszedłszy jednak do wybrzeża rzeki, spostrzegł, że ślady te mieszały
się teraz razem, ponieważ zaś na wybrzeżu nie było nikogo, dorozumiał się, że zapewne
musieli odpłynąć czółnem w dół rzeki.
Wyprzedzając tedy swoją czeredę, popędził na przełaj do skrętu rzeki, gdzie zobaczył
czółno, w którym u steru siedział Mikołaj Rokow.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]