
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Asprin, Robert Thieves World 03 Shadows of Sanctuary
- Nora Roberts 04 Z nakazu serca Niedowiarek
- 05. Roberts Nora Jedyna taka noc
- Przemilczane zbrodnie Jerzy Robert Nowak
- 493. Roberts Alison Zastępcza matka
- Robert Haasler Zbrodnie w imieniu Chrystusa
- Anthony, Piers & Margroff, Robert E The Ring
- Roberts_Alison_ _Jedyny_w_swoim_rodzaju
- Nora Roberts Dziś i na zawsze
- Heinlein, Robert A. Weltraum Piloten
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ilemaszlat.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kapitan Silver chce przyjść do was, panie, i zawrzeć układ krzyknął.
Kapitan Silver! Nie znam takiego! Któż to taki? zawołał kapitan, a usłyszeliśmy,
jak mruknął pod nosem: Kapitanem został? To dopiero awans, na moją duszę!
Długi John odpowieóiał we własnym imieniu.
To ja, panie łaskawy. Ci biedni chłopcy obrali mnie kapitanem po pańskiej de-
zercji na słowie dezercja położył szczególny nacisk. Jesteśmy gotowi się poddać,
o ile dojóiemy do ugody, i nie wahamy się co do tego. Przede wszystkim, proszę pana,
kapitanie Smollet, dać mi słowo, że wypuścicie mnie cało i zdrowo z tej oto warowni
i dacie mi chwilkę czasu do zejścia z pola strzału, zanim wypali pierwszy muszkiet.
Mój człowieku odparł kapitan Smollet nie pragnę bynajmniej rozmawiać
z tobą. Jeżeli ty sobie życzysz mówić ze mną, to daję ci na to pozwolenie. Jeżeli kryje się
tu jakiś podstęp, to chyba z waszej strony i niech Bóg ma cię w swej opiece.
To wystarczy, kapitanie odkrzyknął Długi John wesoło. Mogę poprzestać
na pańskim słowie. Znam tego pana i możesz mi wierzyć.
Wióieliśmy, jak człowiek niosący białą chorągiew usiłował zatrzymać Silvera; nie było
w tym nic óiwnego, jeżeli się zważy, jak rycerska była odpowiedz kapitana. Lecz Silver
zaśmiał się głośno i poklepał kamrata po plecach, jak gdyby sama myśl o niepokoju była
niedorzeczna, następnie podszedł do częstokołu, przerzucił przezeń szczudło, podniósł
nogę i począł z wielką energią i zwinnością przełazić przez ogroóenie, aż osunął się po
drugiej stronie.
Przyznam się, że zanadto byłem zaciekawiony tym, co się stało, bym mógł choć przez
chwilę spełniać swą służbę na posterunku, toteż opuściłem wschodnią strzelnicę i wczoł-
gałem się za kapitana, który sieóiał na progu oparłszy łokcie na kolanach, ująwszy głowę
w dłonie i utkwiwszy wzrok w woóie, przesączającej się z bulgotem ze starego żelaznego
kotła w piasek. Pogwizdywał sobie przy tym piosenkę: Pójdzcie, chłopcy i óiewczęta .
Silver miał twardy orzech do zgryzienia z wgramoleniem się na pagórek. Wobec spa-
óistości zbocza, grubych pniaków drzewnych i grząskiego piasku był ze swym szczudłem
tak bezradny jak okręt płynący zygzakiem pod prąd. Lecz przełamał wszelkie przeszkody
mężnie i w milczeniu, aż na koniec doszedł do kapitana i pozdrowił go baróo uprzejmie.
Był przyoóiany w najlepsze ubranie; ogromna błękitna kurtka, ozdobiona mosięż-
nymi guzami, zwieszała mu się prawie do kolan, a na głowie miał piękny kapelusz z ga-
lonemv ², przekrzywiony na bakier.
Aha, jesteś, braciszku! rzekł kapitan podnosząc głowę. Możesz usiąść!
Czy waszmość, panie kapitanie, nie masz zamiaru wpuścić mnie do środka?
żalił się Długi John. Jest óiś baróo zimny ranek, mości panie i na piasku trudno
wysieóieć.
I owszem, Silverze odezwał się kapitan gdybyś wolał być uczciwym człowie-
kiem, sieóiałbyś teraz w kuchni. To tylko od ciebie zależy. Albo jesteś moim kucharzem
okrętowym i wtedy obejdę się z tobą pobłażliwie, albo też kapitanem Silverem, zwykłym
buntownikiem i korsarzem, a wtedy możesz pójść na szubienicę.
Dobrze, dobrze, mości kapitanie odpowieóiał kucharz siadając według pole-
cenia na piasku waszmość chcesz mi podać rękę do zgody, ot wszystko! Ale macie tu
doskonaÅ‚Ä… sieóibÄ™. A otóż i Jim! òieÅ„ dobry, Jimie! Moje uszanowanie, panie doktorze!
No, no! jesteście tu wszyscy, że tak powiem, jakby w szczęśliwym gronie roóinnym!
Jeżeli masz mi coś do powieóenia, mój człowieku, lepiej powieó od razu
przerwał kapitan.
Ma pan słuszność, kapitanie Smollet odrzekł Silver. Zapewne, obowiązek
to obowiązek! Ale patrzcie no, powiódł się wam plan wczoraj wieczorem! Nie przeczę, że
v ² a tu: srebrna albo zÅ‚ota naszywka.
r bert ui te en n Wyspa skarbów 60
dobry był podstęp. Ktoś z was baróo zręcznie się posłużył końcem lewara. I nie będę ob-
w3ał w bawełnę, że niektórzy z moich luói byli zaniepokojeni& może nawet wszyscy&
może nawet ja sam. Kto wie, czy nie dlatego właśnie przybyłem tu na układy! Ale zapa-
miętaj pan sobie, kapitanie, że po raz drugi już to się nie uda, do pioruna! Roześlę patrole
i nikomu nie pozwolę wziąć do ust ani kropli rumu. Pewno pan sąói, że wszyscy byliśmy
podchmieleni. Ale mówię panu, że byłem trzezwy. Byłem tylko zmęczony jak pies. Ale
gdybym się obuóił o sekundę wcześniej, przyłapałbym was na gorącym uczynku, o tak!
Nie był on jeszcze martwy, kiedy do niego przyszedłem& nie, nie!
Tak? wyceóił kapitan Smollet z chłodnym spokojem.
Wszystko, co Silver powieóiał, było dla niego zagadką, lecz nikt by się tego nie
domyślił z jego głosu. Natomiast ja począłem domyślać się po trochu. Przyszły mi na
myśl ostatnie słowa Bena Gunna. Zacząłem przypuszczać, że złożył on wizytę korsarzom,
gdy leżeli p3ani dokoła ogniska, i z radością obliczałem, że mamy teraz do czynienia tylko
z czternastoma nieprzyjaciółmi.
Tak, przystępuję do sedna sprawy rzekł Silver. Chcemy mieć skarb i musimy
go mieć. Taki jest nasz warunek! Wy, zdaje mi się, równie gorąco pragniecie ocalić życie.
Taki jest wasz warunek. Macie tÄ™ mapÄ™, prawda?
Możliwe odparł kapitan.
O, wiem dobrze, że macie mówił dalej Długi John. Nie potrzebuje pan
mydlić oczu. Na nic się to nie przyda, zapewniam pana. Choói nam o tę mapę jej się
domagamy. Ja osobiście nie mam do pana żadnej urazy.
Moja osoba tu nie należy do rzeczy, mój człowieku przerwał kapitan. Wiemy
dokładnie, co zamierzałeś uczynić, i nie lękamy się, a teraz sam wióisz, że nic nie wskórasz.
Popatrzył na niego spokojnie i w dalszym ciągu napychał fajkę tytoniem.
Jeżeli Abe Gray& wybuchnął Silver.
Milczeć! krzyknął Smollet. Gray nic mi nie opowiadał ani też ja o nic go
nie pytałem; co więcej, wolałbym, żebyś ty z nim i całą tą wyspą wpierw się zapadł pod
wodę! Takie jest zdanie moje o tobie, mój człowieku, i o tym wszystkim!
Zdawało się, że ten mały wybuch gniewu ostuóił nieco zapalczywość Silvera. Przed
chwilą ten hultaj okazał podrażnienie, teraz się pohamował.
Oczywiście powieóiał trudno mi określać, czy czyjeś zapatrywania są godne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]