
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- 0752. Drake Dianne Lekarstwo dla zakochanych
- Jordan_Penny_Juz_nigdy_sie_nie_zakocham_05
- Zakochane kundle Patsy Brooks
- Lois Mcmaster Bujold Chalion 1 The Curse Of Chalion
- Coraje La alegrĂÂÂa de vivir peligrosamente by Osho
- James Axler Outlander 21 Devil in the Moon The Dragon Kings, Book 1
- Carla Neggers Nocna straśź
- Taylor_Janelle_ _CieśÂ„_zdrady
- Cartland Barbara Najpić™kniejsze miśÂ‚ośÂ›ci 160 Lucyfer i aniośÂ‚
- Beckett Chris Ciemny Eden
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- soffa.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o dziewięćdziesiąt stopni. Wykonał podobny manewr i omal nie upadł na
śliskiej trawie.
Postanowił zabić kundla.
Nie, udusi Kate Sheffield.
A może...
Rozkoszne myśli o zemście przerwał okrzyk:
- Newton!
Anthony uważał się za człowieka zdecydowanego, ale kiedy zobaczył, jak
pies wyskakuje w górę i rzuca się na Edwinę, zamarł w miejscu. Sam Szekspir
nie wymyśliłby stosowniejszego zakończenia farsy, która rozgrywała się na
jego oczach.
Nic nie mógł zrobić.
Corgi skoczył pannie Sheffield na piersi, dziewczyna zatoczyła się do
tyłu...
I wpadła prosto do jeziorka.
- Nieeee! - wrzasnął i rzucił się jej na ratunek. Rozległ się donośny plusk.
- Dobry Boże! - przeraził się Berbrooke.
- Niech pan się ruszy i jej pomoże! - huknął na niego Bridgerton, który
właśnie dotarł na miejsce wypadku i bez namysłu rzucił się do wody.
Nigel Berbrooke najwyrazniej nie rozumiał, na czym ma polegać jego
pomoc, bo stał niby wrośnięty i gapił się bezmyślnie, jak wicehrabia podnosi
jego towarzyszkÄ™.
- Nic się pani nie stało? - spytał wybawca. Edwina tak kaszlała i prychała,
że mogła jedynie skinąć głową.
- Panno Sheffield! - krzyknął Anthony donośnie. - Nie, nie pani -
powiedział, gdy drgnęła wystraszona. - Wołam pani siostrę.
- Kate? Gdzie ona jest?
- Na brzegu, całkiem sucha - odparł burkliwie i znowu podniósł głos: -
Proszę przytrzymać tego cholernego psa!
Corgi zdążył już wyskoczyć ze stawu i teraz siedział na trawie, dysząc z
wywieszonym językiem. O dziwo, jego właścicielka zamiast się oburzyć na
mężczyznę, który szorstkim tonem wydal jej rozkaz, podbiegła do Newtona i
złapała smycz.
Zdumiony jej zachowaniem Bridgerton odwrócił się do Edwiny, która,
choć ociekała brudną wodą, jak zwykle wyglądała uroczo.
- Pozwoli pani.
Nie czekając na odpowiedz, wziął ją na ręce i przeniósł na brzeg.
- Nigdy czegoś takiego nie widziałem - stwierdził Berbrooke, potrząsając
głową.
Wicehrabia nie odezwał się słowem. Najchętniej wrzuciłby tego typa do
jeziorka.
- Nic ci się nie stało, Edwino? - zapytała Kate z troską, podchodząc do
siostry na tyle, na ile pozwalała smycz.
- Myślę, że dość pani narobiła zamieszania - warknął Bridgerton, zbliżając
się do niej na odległość pół metra.
- Ja? - wykrztusiła.
- Proszę na nią spojrzeć - powiedział, nie odrywając wzroku od Edwiny.
- Ale to był wypadek!
- Naprawdę nic mi nie jest! - zapewniła Edwina, nieco skonsternowana
gniewną wymianą zdań między wicehrabią i siostrą. - Trochę mi zimno, ale
poza tym wszystko w porzÄ…dku!
- Widzi pan? To był wypadek. Bridgerton skrzyżował ramiona.
- Nie wierzy mi pan. - Sapnęła ze złością. - A ja nie mogę uwierzyć, że
pan mi nie wierzy.
Nic nie odpowiedział. Kate Sheffield po prostu musiała być zazdrosna o
siostrę. Nawet jeśli nie mogła zapobiec nieszczęściu, z pewnością czerpała choć
odrobinę satysfakcji z tego, że piękniejsza od niej dziewczyna wygląda jak
zmokła kura. Atrakcyjna, owszem, ale ociekająca wodą.
- Zakładając, że chciałabym zrobić krzywdę Edwinie, jak, pana zdaniem,
miałabym tego dokonać? A, już wiem. Znam psi język, więc kazałam
Newtonowi, żeby mi się wyrwał. Ponieważ jestem jasnowidzem, zobaczyłam,
że moja siostra stoi na brzegu Serpentine, i wtedy - oczywiście telepatycznie,
bo był już za daleko, by mnie usłyszeć - poleciłam psu, żeby zmienił kierunek
i przewrócił ją do jeziorka.
- Sarkazm do pani nie pasuje, panno Sheffield.
- A do pana jak najbardziej, lordzie Bridgerton. Wicehrabia nachylił się ku
niej z groznÄ… minÄ….
- Kobiety nie powinny trzymać zwierząt, jeśli nie potrafią nad nimi
zapanować.
- A mężczyzni nie powinni zabierać takich kobiet na spacer do parku, jeśli
nie są w stanie poradzić sobie z ich ulubieńcami - odparowała.
Bridgerton poczuł, że końce uszu czerwienieją mu od ledwo hamowanego
gniewu.
- Pani stanowi większe zagrożenie dla spokojnych ludzi.
Zamiast ciętej riposty panna Sheffield posłała mu chytry uśmieszek, po
czym odwróciła się do psa i rozkazała, wskazując palcem na wicehrabiego:
- Otrząśnij się, Newton.
Corgi gorliwie wypełnił polecenie.
- ZabijÄ™ paniÄ…! - ryknÄ…Å‚ Anthony.
Kate wykonała zręczny unik i podbiegła do Edwiny.
- Wstyd, lordzie Bridgerton - rzuciła zza jej pleców. - Dżentelmen nie
powinien tracić panowania nad sobą w obecności wrażliwych dam.
- Co się dzieje? - szepnęła siostra. - Dlaczego jesteś dla niego taka niemiła?
- Lepiej zapytaj, dlaczego on jest taki niemiły dla mnie.
- Pies zmoczył mi ubranie - oświadczył nagle pan Berbrooke.
- Nie tylko panu, ale nam wszystkim - odparła Kate.
Wyraz zaskoczenia i wściekłości na dumnej arystokratycznej twarzy
sprawił Katharine ogromną przyjemność.
- Proszę milczeć! - krzyknął wicehrabia, celując w nią palcem.
Tym razem go posłuchała. Nie była aż tak lekkomyślna, żeby go dalej
prowokować. Wyglądał, jakby zaraz miał eksplodować. Dużo stracił na
godności.
- Powiem pani, co teraz zrobimy - ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej cichym tonem.
- Ja muszę naprawić powóz - oznajmił pan Berbrooke, najwyrazniej
nieświadomy, że lord Bridgerton jest gotów zamordować pierwszą osobę, która
otworzy usta. - Potem mogę odwiezć pannę Sheffield do domu.
- A czy pan w ogóle wie, co się zepsuło? - warknął wicehrabia.
Biedak kilka razy otworzył i zamknął usta, nim udało mu się wykrztusić:
- Mam kilka podejrzeń. Znalezienie przyczyny kłopotów nie powinno
długo potrwać.
Kate zafascynowana obserwowała nabrzmiałą żyłę pulsującą na szyi
Bridgertona. Jeszcze nigdy nie widziała mężczyzny tak bliskiego wybuchu.
Wprawdzie nie była tchórzem, ale uznała, że ostrożność nie zawadzi.
Ukradkiem wychynęła zza Edwiny.
Tymczasem wicehrabiemu udało się jakoś odzyskać panowanie nad sobą.
- Oto co zrobimy.
Trzy pary oczu patrzyły na niego wyczekująco.
- Pójdę tam... - Wskazał na damę i dżentelmena, którzy stali dwadzieścia
metrów dalej i udawali, że się na nich nie gapią. - ...i poproszę Montrose'a, żeby
użyczył mi na chwilę swojego pojazdu.
- To Geoffrey Montrose? - zapytał pan Berbrooke. - Nie widziałem go od
wieków.
Kate dostrzegła drugą żyłę, tym razem na skroni lorda Bridgertona.
Chwyciła Edwinę za rękę i ścisnęła ją mocno.
Lecz wicehrabia, trzeba mu to oddać, zignorował niestosowną uwagę
Nigela.
- Ponieważ się zgodzi...
- Jest pan pewien? - wyrwało się Kate. Brązowe oczy zmieniły się w
lodowe sople.
- Czego?
- Już nic - wymamrotała, zła na siebie. - Proszę mówić dalej.
- Ponieważ się zgodzi jako mój przyjaciel i dżentelmen, odwiozę pannę
Sheffield do domu, pojadę do siebie i każę jednemu z moich ludzi zwrócić
dwukółkę Montrose'owi.
Nikt nie zapytał, o którą pannę Sheffield chodzi.
- A co z Kate? - zatroszczyła się Edwina.
- Pan Berbrooke jÄ… odprowadzi.
- Ale ja nie mogę. Muszę zająć się powozem.
- Gdzie pan mieszka?
Nigel zamrugał zdziwiony, ale podał adres wicehrabiemu.
- Zatrzymam się przy pańskim domu i każę przysłać służącego, żeby
popilnował pojazdu. Wszystko jasne?
Zmierzył wszystkich twardym wzrokiem, łącznie z psem. Na Edwinę
spojrzał łagodnie, bo jako jedyna z obecnych jeszcze go nie rozgniewała.
Wszyscy skwapliwie pokiwali głowami.
Kilka minut pózniej Kate patrzyła, jak lord Bridgerton i Edwina odjeżdżają
parkową alejką, w dodatku sam na sam, bez przyzwoitki. Co gorsza, ona została
z panem Berbrookem i Newtonem.
Wystarczyły jej dwie minuty, by się zorientować, %7łe z nich dwóch corgi
jest lepszym rozmówcą.
5
Doszło do wiadomości piszącej te słowa, że panna Katharine Sheffield
obraziła się z powodu nazwania jej ulubieńca nieznanym z imienia psem
nieokreślonej rasy".
Pisząca te słowa ze skruchą przyznaje się do tego skandalicznego błędu i
blaga cię, droga czytelniczko, o wybaczenie, zaś poniżej zamieszcza pierwsze
sprostowanie w historii tej kroniki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]