
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Mackenzie_Myrna_ _Narzeczone_z_Red_Rose_01_ _Odnaleziona_muzyka_
- Diana Palmer Kowboje 03 Narzeczona z miasta
- 098. Carlisle Donna Narzeczona na jeden sezon
- 153. Gina Wilkins Narzeczona milionera
- 247. Mortimer Carole Angielska narzeczona
- 260. Landon Juliet Gra w miłość
- Boca Bernardino Del Calligaris UcześÂ„ czarownika
- Whitley Strieber The Night Church
- Elizabeth Chandler 04 Wieczna tć™sknota
- Beaton M.C. Agatha Raisin 06 Agatha Raisin i koszmarni turyćąĂ˘Â€Ĺźci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- acwpower.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
paplanina zlewała się z kakafonią męskich okrzyków, szczekania psów, ryku wołów,
głośnych przekleństw z kuchni, protestu gęsi i bicia młotów w kuzni.
Dwie wiewiórki przebiegły jej drogę i zniknęły w sadzie, ignorując tyczkowatego
chłopaka, który wyłonił się spośród drzew, żonglując bez większego sukcesu trzema
nadgniłymi jabłkami. Rhoese pożałowała, że nie została w domu z Hildą, żeby jej pomóc
doprowadzić do porządku garderobę.
Gilbert de Traille, najstarszy syn Huberta, był w wieku szesnastu lat, u progu
dorosłości, jednak wciąż brakowało mu doświadczenia, więc brak uśmiechu czy zachęty
ze strony kobiety, którą chciał zagadnąć, nie stanowił dla niego znaku ostrzegawczego.
Był jasnowłosy, pryszczaty, gadatliwy, pełen wiary w siebie i niesłusznie przekonany,
że Rhoese ucieszy się z jego towarzystwa, jeśli je zaofiaruje. Toteż skoczył w głęboką
wodę i, by tak rzec, przebrnął ku niej jak przez bród przez wysoką mokrą trawę. Kiedy
zrównał z nią krok, oznajmił z niejaką dumą i rozbawieniem, że miał nadzieję ją spotkać,
by wygrać zakład z żołnierzami jej męża.
- Jaki zakład? - zdumiała się Rhoese, obrzucając go chłodnym spojrzeniem.
Zachwycony, że doczekał się od niej choćby dwóch słów, roześmiał się.
- No, o to, że zdołam podejść do ciebie, pani, i porozmawiać bez... - Zająknął się, zdając
sobie sprawę, że powiedział za dużo. To cały kłopot ze słowami.
- Bez czego? - Rhoese zatrzymała się przy drewnianej ławce i przysiadła na jednym
końcu. Jeśli uda jej się go wypytać, ten nieporadny chłopak może odsłonić jej tajemnicę,
która prześladowała ją od wyjazdu z Yorku. Wskazała miejsce obok siebie i dodała
łagodniejszym tonem: - Bez czego, rumieńca?
- Nie. - Roześmiał się jeszcze hałaśliwiej i przysiadł ostrożnie obok. - Bez poddania się
twoim czarom, pani. -Zerknął na nią spod oka, oczekując uśmiechu. - Nie mówili tego
poważnie, oczywiście - zapewnił ją.
Nie doczekał się uśmiechu.
- Nie, oczywiście, że nie. Ale dlaczego miałabym rzucić na ciebie czar?
- Bo podobno rzucasz urok na wszystkich. To tylko taki żart. - Podniósł jabłko spod nóg
i obrócił w palcach, naciskając zgniłą plamkę kciukiem. - Mówią, że ich pan musiał
zostać opętany, żeby wziąć za żonę Angielkę, skoro mógł wybierać jak w ulęgałkach
spośród normańskich dziedziczek. Mówią, że jesteś niebezpieczna, pani. Ale tylko
żartem.
- Naprawdę? No, no. A co jeszcze mówią? %7łe jestem czarownicą? %7łartem, naturalnie.
- Coś w tym rodzaju. - Zachęcony, brnął dalej, nie bacząc na skutki. - Czy rzeczywiście
jeden mężczyzna został zamordowany z powodu miłości do ciebie, a drugi stracił...
hm... wzrok? - Spojrzał na nią z mieszaniną podziwu i strachu, którą od dwóch dni
widziała na twarzach innych, tylko że w oczach tego chłopca była jeszcze niewinna
ciekawość. - Założyłem się, że to nieprawda.
- To tylko część prawdy - odparła. - Daleko nie cała. Spojrzał na nią z płaczliwą miną.
- Kpisz sobie ze mnie, pani.
- Nie, Gilbercie. Mówili coś jeszcze? Odrzucił ze wstrętem rozgniecione jabłko.
- Mówili, że był ktoś jeszcze.
- Jak to?
- Jeszcze jeden mężczyzna. Kupiec. Znalezli go nieżywego, prawda?
- Co? O czym ty mówisz?
- Powiadają, że przynosisz, pani, nieszczęście. Oczywiście ja im nie wierzę.
- O czym ty mówisz? Jaki kupiec został znaleziony nieżywy? Gdzie? Kiedy?
Podniósł następne jabłko, ale Rhoese wyjęła mu je z rąk, zmuszając go, by na nią
spojrzał.
- Kupiec z Yorku. Murdac, czy jakoś tak. Znalezli trupa. A jakiś ksiądz przyznał się dla
ciebie, pani, do czegoś, czego nie zrobił, i masz księgi z zaklęciami, z których jedną
znalazł Pierre, a kiedy druga spadła do rzeki, skoczyłaś za nią i...
- Przestań! - Ucięła, zniżając głos, kiedy młode kobiety podeszły bliżej. - Posłuchaj, to
wszystko bzdury. Gdy takie nieszczęścia się zdarzają jedno po drugim, to jeszcze nie
znaczy, że ktoś je powoduje. A jeśli chodzi o czary, to idiotyzm. Nie jestem czarownicą,
Gilbercie. Co do tego nieszczęsnego kupca... to z pewnością tylko z ciebie zakpili.
- Nie - zaprotestował. - Nie sądzę. Znaleziono go w sypialni, samego jak palec, z pianą
na ustach w dniu, kiedy opuściłaś York, pani.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]