
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Doris Mortman Wichry namić™tnośÂ›ci
- Carol Lynne [Cattle Valley 27] Alone in a Crowd Ryan, Rio, Nate [TEB MM] (pdf)
- Scenariusz mordercy James Patterson, Marshall Karp
- DWIE LEWE NOGI_Zeydler Zborowski Zygmunt Dwie lewe nogi
- Lama Zopa Rinpoche Virtue and Reality
- Burchiello Rime
- Jacqueline Lichtenberg [Dushau Trilogy 02] Farfetch
- horacjusze
- 1.Dzieje śąydów w Polsce Obszerne opracowanie historyczne
- King Stephen Mroczna wieśźa 1 Roland
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- soffa.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pęknięty przy wybuchu kamień urwie nogę i będę przez całe życie żebrakiem.
- Mamuśka kochana! - odpowiedziałem. - Zobaczymy, jak oni będą skakać w sobotę, gdy na
ulicę wyjdzie cała ferajna. Za chude uszy mają na to, żeby z nami zaczynać. My ich nie zaczepiamy i
nie chcemy ich znać - ale niech oni też lepiej z nami wojny nie zaczynają.
W piątek wieczorem usiedliśmy do robienia bomb. Przedtem przygotowaliśmy sobie gazety i
szmaty, wyproszone od matek i sąsiadek, które nie miały synów w wieku strzelców . Produkcja
bomb trwała kilka godzin. Ja mieszałem na stolnicy materiały wybuchowe i łyżką nakładałem na
kawałki gazet, które inni znów obwiązywali szmatami, i po mocnym ściągnięciu, żeby ładunek był
twardy, na końcu wiązali sznurkiem.
- Wyskocz, Mały, strzel raz - powiedziałem. - Zobaczymy, jaka jest siła wybuchu.
Mały wyszedł z jednym ładunkiem i po chwili już usłyszeliśmy jego wystrzał.
- Klawo wali! - stwierdziliśmy z zadowoleniem.
Umówiliśmy się, że strzelanie zaczynamy w sobotę o godzinie dwunastej w nocy.
- Tylko nie zapomnijcie napakować w uszy waty, bo Mały znów ogłuchł. No i stare portki na
d..., nogi grubo owinięte szmatami i stare buty - bo się zniszczą.
W sobotę po południu wyszukaliśmy odpowiednie kamienie, które pochowaliśmy, żeby nam nikt
nie zabrał, a wieczorem przy radiu i literku wódki, którą trzeba było wypić dla rozgrzewki i dodania
sobie animuszu przy strzelaniu, czekaliśmy na godzinę dwunastą. O jedenastej rozpoczął się ruch na
podwórzu. To powstańcy nie wytrzymali nerwowo i już szykowali się, nie czekając na umówioną
godzinÄ™.
- Kaziek! Właz na bramę! - słyszymy przez okno głos z podwórza. A brama to część parkanu
ogradzającego podwórze.
- Podajcie mi kamień! - słychać znów głos. Po chwili usłyszeliśmy uderzenie kamienia o bruk
podwórza.
- Tylko spłaszczyło - słychać głos pełen zawodu.
Równocześnie rozległ się szczęk otwieranych okien. To lokatorzy już połapali się, że w
podwórzu wybuchnie pierwsza bomba, która zapoczątkuje nocne strzelanie, i otwierali okna, żeby
szyby nie wypadły. Jeszcze kilka razy kamień uderzył o bruk... i wybuch oraz brzęk wybitych szyb z
okien, które zaspany lokator zapomniał otworzyć. Po chwili byliśmy na ulicy.
Okazało się, że z naszej ulicy są już wszyscy od lat dwunastu do trzydziestu. Rozstawiliśmy się
co dziesięć metrów. Nie będziemy sobie przeszkadzali i możemy strzelać jednocześnie. Nasza
ulica , Tatrzańska, ma nie więcej jak około dwustu metrów długości, więc po chwili na całej jej
długości rozległy się detonacje. Strzelali wszyscy - starsi, młodzi i ci najmłodsi, to znaczy
powstańcy .
Bum! bum! - Bum, bum, bum! - Bum, bum! - Bum, bum, bum!
We wszystkich oknach nowych domów pozapalały się światła, lokatorzy stali w oknach i na
balkonach. Kilka bab zaczęło nam wymyślać piskliwymi głosami. Na balkon nowego domu przy rogu
Tatrzańskiej wyskoczył jakiś facet i wymyślając nam, zaczął strzelać z pistoletu. Na to jeden z
powstańców krzyknął:
- Kogo chcesz, frajerze, straszyć tą pukawką? Ja i tak głośniej strzelę! - I mówiąc to już układał
ładunek na jezdni, a po chwili nastąpił wybuch.
Po kilku minutach na rogu ulicy jakieś zamieszanie. To do chłopaków szura pewien gość, o
którym wiedzieliśmy, że jest tajniakiem.
- Jak nie przestaniecie strzelać, to was zamknę - mówi tajniak.
- Spróbuj pan! Spróbuj pan ruszyć chociaż jednego, o, choćby tego najmniejszego - pokazuję na
nagniotka, który nie miał więcej jak dwanaście lat.
- Do czego to podobne, taki huk w nocy robić! Spać nie dajecie, dziecko się obudziło!
- Jutro święta, wyśpisz się pan, a dziecko niech się przyzwyczaja do tradycji.
- Wy widocznie nie wiecie, kto ja jestem - odgraża się facet.
- Pies jesteś, to my wiemy. Ale tu u nas są lepsi i też się ich nie boimy - odezwał się Pajac. .
- Niech tylko który strzeli jeszcze raz, to zobaczycie, co zrobię! - zawołał znów starszy tajniak.
W tym momencie nastąpił wybuch za jego plecami. To strzelił Sasa, jeden z najbardziej
bojowych powstańców .
- No i co mi, frajerze, zrobisz? - zawołał po chwili Sasa zza naszych pleców.
Cała heca odbywała się w odległości jakichś dziesięciu metrów od rogu ulicy. W rozgardiaszu
nikt nie pomyślał o tym, że jeden z nas powinien stać na rogu, by obserwować, co tam się dzieje. I
dlatego policjantom udało się nas podejść. Zobaczyliśmy ich dopiero, gdy wyskoczyli zza rogu.
- Gliny!!! - wrzasnął ktoś ostrzegawczo, a my rozbiegliśmy się tak, jakby w środek piorun
strzelił.
- Chłopaki, wiać!!! Gliny z drugiej strony! - krzyknął ktoś inny. To druga grupa policjantów
wpadła od strony ulicy Górskiej.
Wtedy wszyscy rzucili siÄ™ do ucieczki w jedyne bezpieczne miejsce, to jest do domu.
Wpadliśmy w ciemne przejście między domami. Brama, podwórze, tupot nóg po ciemnych
drewnianych schodach, trzaskania drzwiami... a po chwili idealna cisza. Dom śpi. Ucieczka po
klatkach schodowych odbywała się w zupełnych ciemnościach i słychać było tylko głosy lokatorów
stojących w otwartych drzwiach swych mieszkań, jak zapraszali uciekających do siebie.
- Chłopaki, tutaj! - woła jeden. - Chodzcie tu! - woła ktoś inny. Wszystkie mieszkania były
otwarte i każdy wpadał, do którego chciał. Policjanci z latarkami przeszli po wszystkich korytarzach,
zajrzeli do ustępu, do piwnic, za śmietnik - postali chwilę na podwórzu i wyszli na ulicę. Wtedy my
zeszliśmy się na korytarzu, żeby się naradzić, co dalej robić. Okazało się, że dwóch naszych
chłopaków złapali. Uzgodniliśmy, że teraz strzelać będziemy tylko na rogu ulicy Nabielaka, bo bliżej
domu, więc łatwiej uciec w fazie nalotu policji. Poza tym trzeba postrzelać trochę panu tajnemu i
obcym z nowych domów, żeby ich przyzwyczaić do tradycji. Postanowiliśmy, że bomby
zmagazynujemy w bramie i będą one podawane strzelcom systemem taśmowym - żeby w razie
złapania nie znaleziono przy nikim materiałów wybuchowych.
- Chłopaki! Chodzta!!! Już gliny poszli! - zawołała z podwórza dozorczyni, która z naftową
lampką sprawdziła na wszelki wypadek wszystkie zakamarki, czy nam przypadkiem nie podrzucili ze
dwóch, trzech policjantów.
Po kilku minutach znów zaczęło się strzelanie. Teraz strzelało równocześnie tylko czterech lub
pięciu chłopaków, a inni podawali bomby. Strzelaliśmy tak już prawie pół godziny. Nikt nam nie
przeszkadzał, nie licząc wymyślań i przekleństw, które sypały się na nas ze strony nowych .
Wszystko szło składnie i sprawnie, gdy znów tradycję naszą w brutalny sposób naruszyła policja.
Tym razem zjawili się na rowerach, jadąc cicho po chodniku tuż przy samych domach.
Spostrzegłem ich pierwszy, bo mimo waty w uszach już znowu ogłuchłem i stałem na drugim
rogu ulicy, żeby ochłonąć trochę. Krzyknąłem ostrzegawczo i razem z innymi rzuciłem się do ucieczki
w kierunku domu, a policjanci tuż przy nas zeskakiwali z rowerów. W ostatnim momencie ujrzałem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]