
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Jennie Adams Po godzinach
- Cabot Meg Papla 01
- 08. Burnham Nicole Bratnie dusze Prezent dla ksi晜źniczki
- B&S 1 Where I Need To Be
- Jeffrey Archer Conan i prorok ciemnosci
- Hollanek Adam, Janicki Jerzy Noc lwowskich profesorów
- 1103. Winters Rebecca Niania w Nowym Jorku
- 306. DUO Sanderson Gill Doskonala pielegniarka
- Destiny Blaine [Menage Amour 151] Love's Unselfish Gift (pdf)
- Jacqueline Lichtenberg [Dushau Trilogy 02] Farfetch
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ilemaszlat.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jasna!
Tylko \e nie u\ył słowa cholera. Zwa\ywszy okoliczności, nie mam o to do
niego \alu.
Nasze krzyki sprowadziły do kuchni Zpiącego i mojego ojczyma. Stali na
progu, gapiąc się na setki czarnych \uków, które uniknęły zagłady w zlewie i teraz
biegały po terakotowych kafelkach. Przynajmniej dopóki nie zawołałam:
- Rozdepczcie je!
Potem wszyscy rzuciliśmy się, rozdeptując tyle paskudztw, ile zdołaliśmy.
Kiedy skończyliśmy, tylko parę nam umknęło, tych, które miały na tyle
rozumu, \eby drapnąć w szparę pod lodówką oraz jeden czy dwa, które przebyły całą
drogę do szklanych rozsuwanych drzwi na taras. To była cię\ka, odra\ająca praca.
Sapaliśmy cię\ko... z wyjątkiem Przyćmionego, który z jękiem pognał do łazienki,
przypuszczalnie po to, \eby przepłukać usta albo mo\e sprawdzić, czy nie zostały mu
między zębami jakieś czułki.
- Có\ - powiedział Andy, kiedy wyjaśniłam, co się stało. - To ostatni raz, kiedy
kupuję bez konserwantów.
Co było w pewien sposób zabawne. Tyle \e przypadkiem zdawałam sobie
sprawÄ™, \e czy to organiczne, mro\one, czy jakieÅ› tam, i tak niczego by to nie
zmieniło, gdyby wmieszał się do tego złośliwy duch.
Andy spojrzał na brudną podłogę i powiedział lekko oszołomiony:
- Musimy to posprzątać, zanim wróci mama.
Miał rację. Sądzicie, \e się brzydzę robalami? Nie znacie mojej mamy. śadnej
z nas nie dałoby się określić jako miłośniczki natury.
Zabraliśmy się do pracy, skrobiąc i zmiatając robacze wnętrzności z kafelków,
a ja delikatnie zasugerowałam, \ebyśmy na razie zamawiali do domu wszystkie
posiłki, nie tylko kolacje. Nie byłam pewna, czy Maria poło\yła łapę na pozostałej
\ywności, ale podejrzewałam, \e ani w lodówce, ani w spi\arce nic nie jest
bezpieczne.
Andy ochoczo przystał na tę propozycję, plotąc o insektach, które potrafią
zniszczyć plony oraz o tym, ile domów, przy których pracował, zostało zniszczonych
przez termity, i jak wa\ne jest regularne przeprowadzanie dezynsekcji.
Dezynsekcja jednak, miałam ochotę mu powiedzieć, nie pomaga, jeśli inwazja
robali jest sprawką mściwego ducha.
Tego mu jednak nie powiedziałam. Wątpię, czy zrozumiałby, o czym mówię.
Andy nie wierzy w duchy.
Miło móc pozwolić sobie na taki luksus.
Kiedy razem ze Zpiącym dotarliśmy do pracy, przez chwilę miałam wra\enie,
\e idzie ku lepszemu, bo spóznienie uszło nam płazem. A to dlatego, rzecz jasna, \e
Zpiący uzale\nił od siebie Caitlin. Z czego wynika, \e posiadanie braci przyrodnich
ma swoje dobre strony.
Jak się wydaje, Slaterowie nie poskar\yli, \e wyprowadziłam Jacka poza teren
hotelu bez ich pozwolenia, bo polecono mi udać się prosto do ich apartamentu. To,
pomyślałam, idąc wyło\onym grubym chodnikiem korytarzem, jest doprawdy zbyt
piękne, \eby było prawdziwe, i wskazuje na to, \e za ka\dą chmurą znajduje się
kawałek czystego, błękitnego nieba.
Tak przynajmniej myślałam, pukając do ich drzwi. Kiedy się jednak
otworzyły, ukazując nie tylko Jacka, ale obu braci Slaterów w strojach kąpielowych,
ogarnęły mnie wątpliwości.
Jack rzucił się na mnie jak kociak na kłębek włóczki.
- Wiesz co? - zawołał. - Paul nie gra dzisiaj w golfa ani w tenisa, ani w nic.
Chce spędzić z nami cały dzień. Czy to nie wspaniale?
- Hm - mruknęłam.
- Owszem, Suze - odezwał się Paul. Miał na sobie obszerne spodenki
kąpielowe (co dowodzi, \e mogło być gorzej: mógł wło\yć maleńkie gatki speedo)
oraz ręcznik na szyi, i nic poza tym - jeśli nie liczyć uśmieszku. - Czy to nie
wspaniale?
- Hm - powiedziałam. - Taak. Wspaniale.
Państwo Slaterowie przemknęli obok nas w strojach do golfa.
- Bawcie się dobrze, dzieciaki - zawołała Nancy. - Suze, mamy lekcje przez
cały dzień. Zostań do piątej, dobrze? - I nie czekając na odpowiedz, dodała: - No
dobrze, pa! - Po czym wzięła mę\a pod ramię i wyszła.
W porządku, pomyślałam, poradzę sobie. Z samego rana dałam sobie radę z
rojem robali. Mimo \e raz po raz czułam, jak coś po mnie łazi, i podskakiwałam,
stwierdzając za chwilę, \e to moje włosy czy troczek od kostiumu, szybko doszłam do
siebie. Du\o szybciej, jak sądzę, ni\ Przyćmiony.
Z pewnością więc dam sobie radę z Paulem Slaterem rojącym się przez cały
dzień. Eee, chciałam powiedzieć: dręczącym mnie przez cały dzień.
Jasne. Nie ma sprawy.
Tyle \e był pewien problem. Jack upierał się, \eby mówić o pośrednictwie, a
ja ciągle zwracałam mu szeptem uwagę, \eby siedział cicho, a on wtedy odpowiadał:
Och, wszystko w porzÄ…dku, Suze, Paul wie .
Na tym właśnie rzecz polega. Paul nie powinien był się dowiedzieć. To miała
być nasza tajemnica. Moja i Jacka. Nie chciałam, \eby głupi, ,jak - nie - chcesz - ze -
mną - chodzić - to - na - ciebie - doniosę Paul brał w tym udział. Zwłaszcza \e za
ka\dym razem, kiedy Jack o tym wspomniał, Paul zsuwał z nosa okulary od
Armaniego i patrzył na mnie wyczekująco, ciekaw, co powiem.
Co miałam robić? Udawałam, \e nie wiem, o czym Jack mówi. Co mu,
oczywiście, sprawiało przykrość, ale czy miałam wyjście? Nie chciałam, \eby Paul
wiedział, czym się zajmuję. Nawet moja własna matka tego nie wie. Z jakiej racji
mam wtajemniczać w to Paula?
Na szczęście za szóstym czy siódmym razem, kiedy Jack napomknął o czymś,
co miało związek z pośrednictwem, a ja go zignorowałam, chyba załapał, o co chodzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]