
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- 129. Harlequin Desire Stevens Amanda Aniolowie nie ronia lez
- Robert Louis Stevenson wyspa skarbow
- Wright Laura Kochać bez pamićÂci
- Lingas śÂoniewska Agnieszka Szukaj Mnie Wsród Lawendy Gabriela TOM 3
- Anne McCaffrey Ship 04 The City Who Fought
- Samoleczenie wzroku Bob Fingerbild(1)
- Emily Bronte Wichrowe Wzgórza
- Constance Bennett Moonsong (pdf)
- Dama w haremie Herries Anne
- Charlotte Lamb Na śÂmierć i śźycie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szarlotka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że sam się zdziwiłem.
Jasne. Słuchaj, co się tyczy tych dwóch, to gdybyś dał znać, że się tu wy-
bierasz, zdążylibyśmy ich sprzątnąć. . . Do głowy mi nie przyszło, że zjawisz się
95
na środku ulicy bez uprzedzenia i. . .
Kragar!
Tym razem mój ton poderwał go natychmiast.
Tylko spokojnie, Vlad zaproponował nieśmiało.
Kragar, co się tu dzieje, do ciężkiej cholery?!
A co się dzieje? Gdzie?!
Wskazałem szerokim gestem okolicę.
Aaa. Nic się nie dzieje.
Nic?! Chcesz mi powiedzieć, że interes się nie kręci?
Prawie wcale.
A ci dwaj?!
Nie wiedziałem, że tam są. Przysięgam. Myślisz, że bym ich zostawił, gdy-
bym wiedział?
Musieli kosztował Larisa majątek.
Przytaknął, ale nim zdążyłem się odezwać, przerwał mi Melestav:
Szefie, N aal chciałby się z panem zobaczyć.
Niech wejdzie.
Wszedł.
Szefie, ja. . .
Moment. Trzy rzeczy: po pierwsze, ładnie załatwiłeś tego jednego, po dru-
gie, następnym razem spodziewam się, że zauważysz zabójców, zanim oni zoba-
czą mnie, po trzecie, jeśli kiedykolwiek powtórzy się podobna sytuacja, to zostaw
swoje cwane komentarze dla siebie albo ci własnoręcznie poderżnę gardło. Jasne?
Jasne, szefie. Przepraszam.
Dobrze. Z czym przyszedłeś?
Pomyślałem, że może je pan chcieć z powrotem odparł i cisnął moje
nadal zakrwawione shurikeny na biurko. Pamiętam, że pan mówił, że nie lubi
zostawiać narzędzi w kim popadnie, więc. . .
Nie dokończył, bo podszedłem do niego i wsadziłem mu sztylet między czwar-
te a piąte żebro. Po czym odsunąłem się i pozwoliłem mu upaść na podłogę
znieruchomiał z niezwykle wręcz zaskoczoną miną.
Odwróciłem się do Kragara, który przyglądał mi się zszokowany, i oznajmi-
łem, z trudem panując nad głosem i nie ukrywając furii:
Jesteś doskonałym pomocnikiem, Kragar. Ale gdyby ci kiedykolwiek przy-
szła ochota na własny teren, to albo się najpierw nauczysz, jak utrzymywać wśród
podwładnych dyscyplinę, albo wyprowadz się na drugi koniec miasta, byle dalej
ode mnie! N aal nie jest idiotą, a wlazł tu z bronią, którą przed chwilą dokonano
mordu, nie zadając sobie nawet trudu starcia z niej krwi zabitego! W ciągu czte-
rech dni zdołałeś przekonać jego i nie tylko jego, że nie musi już myśleć, w efek-
cie czego omal mnie na powitanie nie zarżnięto. To o moim życiu rozmawiamy,
ty niechlujny sukinsynie.
96
Spokojnie, szefie, bo ci. . .
Cicho, Loiosh!
Teraz dopilnujesz, żeby został ożywiony, zapłacisz za to z własnej kieszeni
i wytłumaczysz mu, za co dostał. Gdyby się go nie dało wskrzesić, wypłacisz
rodzinie premię. Osobiście i także z własnej kieszeni. Zrozumiałeś?
Przytaknął. Wyglądał na szczerze podłamanego i to nie karą finansową.
Przepraszam, Vlad. Wyglądało, że szuka właściwych słów.
Obszedłem biurko, usiadłem w swoim fotelu i pokiwałem smętnie głową.
Wbrew temu, co właśnie zaprezentował, Kragar nie był zwykle niekompetent-
nym głupkiem w większości spraw musiał tylko mieć świadomość, że ktoś go
pilnuje. I naprawdę nie chciałem go stracić. Więc wypadało okazać mu w jakiś
sposób, że nadal mam do niego zaufanie.
Dobra: było, minęło westchnąłem. Wróciłem i chcę, żebyś coś zrobił.
Co?
N aal przypomniał mi o czymś, co już dawno za mną chodziło, nie mówiąc
już o tym, że rzeczywiście nie powinienem zostawić shurikenów w trupie. On
zresztą nie powinien mnie ich przynosić, ale nie o to w tej chwili chodzi. Problem
w tym, że czarownica jest w stanie wyśledzić użytkownika, mając do dyspozycji
jego broń. To ma coś wspólnego z aurą danej osoby. Wszystko, co się nosi i uży-
wa przez długi czas, przejmuje odrobinę takiej aury i za pomocą czarów można
takiego ktosia zidentyfikować. Co prawda Imperium dotąd nie wykorzystywało
czarownic, ale to nie oznacza, że tego kiedyś nie zrobi.
A można się przed tym jakoś zabezpieczyć? Kragar o czarach nie wie-
dział zgoła nic. No bo nie zawsze można wyjąć broń z nieboszczyka.
Wiem i dlatego chcę zacząć wymieniać swoją broń przynajmniej raz na
tydzień, żeby nie przejęła nic z mojej aury. Sporządzę listę z krótkim opisem tego
co noszę i chcę, żebyś poszukał egzemplarzy na wymianę. Zużyte będę odkładał
do jakiegoś pudełka i można je wykorzystać do następnej wymiany, co obniży
koszty. Możesz się tym zająć?
Był zaskoczony i wcale mnie to nie dziwiło. Tak dokładna informacja o ilo-
ści i jakości noszonej broni oznaczała okazanie naprawdę dużego zaufania. Co
prawda nie powiedziałem, że poinformuję go o wszystkim, co noszę, ale przesada
bywa równie szkodliwa jak głupota. Po paru sekundach otrząsnął się z zaskocze-
nia i kiwnął głową.
Dobrze. Wróć za godzinę, to lista będzie gotowa. Masz ją zapamiętać
i zniszczyć.
Jasne.
Dobra. Teraz idz sobie.
Szefie. . .
Przepraszam, że tak na ciebie warknąłem, Loiosh. I doskonale się sprawiłeś
z tymi na zewnątrz.
97
[ Pobierz całość w formacie PDF ]