
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Clancy Thomas Leo (Tom) 5 Zwiadowcy 3 Walka Kołowa
- Christie Agata Wczesne sprawy Poirota
- Hassel Sven Koła terroru
- Agata Christie N czy M
- Crownover Jay Wierny 02 Jego Droga
- Bagley Desmond Huragan
- Cykl Indiana Jones Indiana Jones i Siedem ZasśÂ‚on Rob MacGregor
- Coaching_mentoring_i_zarzadzanie_Jak_rozwiazywac_problemy_i_budowac_zespol_coamen
- Chmielewska Joanna Ladowanie_w_Garwolinie
- Carter Rosemary NierozśÂ‚ć…czni
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ilemaszlat.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z obrzydzeniem, a następnie usunęła szybkimi ruchami wszystkie igły.
Przecież jest gorąco! Doktor rozłożył ręce. To jak, widzimy się w przyszłym
tygodniu? spróbował ponownie, niemal z tęsknotą obserwując, jak Paulina zabiera
z krzesła torebkę.
Wyjęła portfel i zapłaciła za wizytę.
Dziękuję, nie skorzystam.
Lemański jeszcze długo tego dnia zastanawiał się, co takiego wytrąciło
z równowagi tę kobietę. Wieczorem przejrzał Internet w poszukiwaniu nowego fotela
do zabiegów. Widać pacjenci pokroju Pauliny Stawskiej mają naprawdę wysokie
wymagania i irytują się byle czym. Na przykład klejącą się do ciała dermą, pomyślał,
przygładzając wąsy. Jeśli chcę spełnić swoje marzenie, na takie niedociągnięcia nie
mogę sobie pozwolić. Dom na zamkniętym osiedlu na peryferiach miasta swoje
kosztuje...
Sabina za nic nie mogła pojąć, dlaczego efekty terapii Marcina przynoszą
przeciwny do zamierzonych skutek. Jej mąż, który właśnie wrócił do domu,
oświadczył, że nie będzie jej sobą dłużej zadręczał.
Co to ma znaczyć? zapytała, przysiadając obok niego na kanapie w salonie.
Starała się mówić opanowanym głosem, choć w głębi duszy miała ochotę
wrzasnąć.
Męczy mnie to wszystko. Męczy mnie terapia. Mam dość siebie. A skoro ja
mam dość, strach pomyśleć, co czujesz ty.
Ależ, kochanie... Terapia jest po to, abyśmy rozwiązali nasz problem.
To może potrwać. Marcin zacisnął dłonie, aż pobielały mu kostki. Dłużej niż
sÄ…dzisz.
Trudno. Tyle czekałam, to poczekam jeszcze trochę.
Jeszcze niedawno chyba ci się śpieszyło? Spojrzał uważnie.
Boże, Marcin! uniosła się Sabina. Jakoś to zniosę.
No właśnie. Pokręcił głową.
Po prostu daj z siebie wszystko, postaraj siÄ™. Tylko o to ciÄ™ proszÄ™.
Wyciągnęła rękę.
Skrzywił się, jakby ten gest go zabolał.
Nie wiem, czy to ma sens. Popatrzył przenikliwie. Naprawdę nie wiem.
Chyba żartujesz? Wcale tak nie myślisz. Nie myślisz, prawda? W brązowych
oczach Sabiny błysnęło niedowierzanie.
Chyba będzie lepiej, jeśli wyniosę się na jakiś czas. Muszę nabrać dystansu.
Jestem zmęczony. Myślę, że ty też.
%7łe co?! Co ty wygadujesz? To ma być to cudowne rozwiązanie? Chcesz odejść?
To pomysł doktora? Zaraz do niego zadzwonię! To za to bierze pieniądze?!
Marcin pokręcił głową.
Sam zdecydowałem. Mam dość tego drążenia. Rozdrapywania, przypominania.
PotrzebujÄ™ oddechu.
Ty masz dość? Ty potrzebujesz oddechu? Jesteś parszywym egoistą!
krzyknęła Sabina z wyrzutem.
Z natury nie była agresywna, ale w tej chwili miała wielką ochotę spoliczkować
męża.
Widzisz? Już masz mnie dość.
Sabina zmrużyła oczy.
Tak ci wygodniej, prawda? Bądz mężczyzną i się przyznaj! Uciekasz i tyle!
Poddajesz siÄ™!
Marcin milczał przez dłuższą chwilę. W głowie miał gonitwę myśli, ale na głos
wypowiedział tylko jedną z nich.
Czasami może trzeba się poddać. Może tak będzie lepiej.
Sabina poczuła, że robi jej się słabo. Nie miała siły otworzyć ust. Zaskoczenie
dosłownie ją ogłuszyło.
Joński wstał.
Dzisiaj wezmÄ™ tylko najpotrzebniejsze rzeczy. PojadÄ™ do hotelu. Co potem,
zobaczymy. Przekonasz się, że potrzebujemy tego oboje.
Sabina odprowadziła go wzrokiem; szedł powoli, zrezygnowany. Chwilę pózniej
usłyszała kroki na schodach. Czy powinnam zareklamować usługi specjalisty?
przemknęło jej przez głowę. Czy jest taka możliwość? Przecież mieli ocalić
małżeństwo, a nie doprowadzić je do kompletnej ruiny!
Po kwadransie bezsensownego miotania się po salonie podążyła za mężem
na górę. Nie mogła tego tak zostawić.
Odłóż to powiedziała, stając w progu sypialni. Marcin trzymał w ręce niedużą
walizkę. To bez sensu. To nie tak miało być. Podeszła bliżej i położyła dłonie
na jego ramionach. Zdjął je, jakby mu ciążyły. Przecież się kochamy! dodała.
Marcin przełknął ślinę.
Czasami miłość to zwrócenie wolności powiedział smutno i skierował się
do wyjścia.
Co ty wygadujesz?! Marcin! zawołała.
Odezwę się! Otworzył drzwi frontowe.
Sabina znieruchomiała u szczytów schodów. Odezwę się ? powtórzyła
w myślach. Popatrzyła w dół i doszła do wniosku, że spadanie i obijanie się o kanty
zajęłoby jej trochę czasu. Może na początku trochę by bolało, ale potem już nie.
Zamknęła oczy i odeszła od barierki. Na wszelki wypadek. I tak bolało ją wszystko.
Czuła ucisk w głowie.
Usiadła na podłodze w korytarzu, tuż przy stoliku z ciętymi różami. Czy tyle
wynosi rachunek za miłość? pomyślała gorzko. Albo wieczne wyrzeczenie, albo
samotność? To nie jest w porządku. To nie jest sprawiedliwe! Przytknęła policzek
do zimnej drewnianej nogi mebla. Twarz ją paliła. Może mam gorączkę?
przestraszyła się. Objęła lakierowane drewno ramionami jak kogoś bliskiego.
Była żałosna i bezsilna.
Płakała długo, aż zabrakło jej łez. Kiedy otarła opuchnięte powieki, poczuła, że
rośnie w niej gniew. Silny, coraz bardziej nieustępliwie pulsujący w skroniach.
Dlaczego Marcin zachowuje siÄ™ jak udzielny hrabia? Dlaczego wszystko ma siÄ™
kręcić wokół niego? To właśnie on od dawna decyduje, kiedy dać, a kiedy odebrać.
I właściwie głównie odbiera. Chce iść, niech idzie, proszę bardzo! Ile można znosić te
katusze? pomyślała Sabina, wstając z podłogi.
Poszła do łazienki i nalała sobie wody do wanny.
Po kąpieli wiedziała już, co zrobi. Wyjęła z szafy czerwoną sukienkę w białe
groszki, zapinaną na białe guziki. Położyła ją na łóżku i sięgnęła po telefon.
Wiedziała, że on jej nie odmówi. Bywają na tym świecie rzeczy nigdy
niewypowiedziane, a mimo to ma się co do nich pewność.
Taksówka miała przyjechać za dwadzieścia minut.
Czerwone szpilki stukały o chodnik. Zapadał letni wieczór, otulając miasto
niknącym powoli, niemal intymnym światłem. Ludzie śpieszyli do barów
i restauracji, roześmiani, odprężeni. To była jedna z tych chwil, o której wszyscy
marzą, by trwała zawsze. A przynajmniej wydawało się, że tak właśnie myślą
mijajÄ…cy SabinÄ™ przechodnie.
Niewielki bar zapełniał się powoli. Sabina usiadła na sali; nie miała ochoty, by
[ Pobierz całość w formacie PDF ]