
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Dzieci cienie. WĹrĂłd ukrytych, wĹrĂłd oszustĂłw Haddix Margaret Peterson
- GR811 DUO Allison Margaret Upragniony pocalunek1
- 342. Mayo Margaret PowrĂłt do Hiszpanii
- Zarzadzanie_ryzykiem_w_projektach_informatycznych_Teoria_i_praktyka_zaryzy
- Warren Murphy Destroyer 102 Unite and Conquer
- Loius L'Amour The Last of the Breed
- 100. Arnold Judith Na szlaku miśÂośÂci
- Lifestyle by Design 3 Ray of Love
- Coraje La alegrÄÂa de vivir peligrosamente by Osho
- GR1013.Lindsay_Yvonne_Krete_drogi_namietnosci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- stirlic.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
byłem opryskliwy. Ma pani rację, trzeba się czasem wygadać, a ja już
zapomniałem, jak to jest, kiedy rozmawia się z kimś życzliwym, kto potrafi
zrozumieć i nie pozwala, żeby się nad sobą rozczulać.
Czy on myśli teraz o zmarłej żonie? Ciekawe, czy była lekarką, a może
pielęgniarką? Po tylu latach tak bardzo mu jej jeszcze brak! Czy można mieć
nadzieję, że Stewart pozwoli kiedyś komuś zbliżyć się do siebie? Serce
wyrywało jej się do niego, starała się jednak zachować spokój. Tylko się nie
spiesz i nie trać głowy, przestrzegała samą siebie.
- 73 -
S
R
- Zawsze chętnie z panem porozmawiam - zapewniła, wysuwając ręce z
jego dłoni. - Wie pan, jak mnie znalezć, gdyby... - Urwała, czerwieniąc się. -
Chciałam tylko...
- Domyślam się, co chciała pani powiedzieć. Jest pani dobra i
wielkoduszna i obiecuje, że mnie zawsze wysłucha.
- No tak - szepnęła, marząc, by się więcej nie rumienić.
Skierowała się w stronę drzwi. Stewart wyprzedził ją i otworzył je
szeroko, kładąc jej rękę na ramieniu. Odwrócił ją potem do siebie i spojrzał
prosto w oczy.
- Niewykluczone, że skorzystam z pani propozycji - oświadczył, a potem
dotknął chłodnymi wargami jej czoła.
Nie był to pocałunek, raczej coś w rodzaju przypieczętowania umowy czy
też znaku przyjacielskiej zażyłości, a jednak nie mogła ochłonąć ze zdumienia.
- Kiedy tylko pan zechce - zapewniła go, starając się ukryć zdziwienie.
Uwolniła się delikatnie z jego rąk i wyszła na korytarz, zachowując
pozorny spokój, ale w środku płonęła. Choć wymagało to sporego wysiłku,
zdołała nie myśleć o Stewarcie i całą uwagę poświęcić licznym tego ranka
pacjentom.
Jak było do przewidzenia, wszyscy rozmawiali o wypadku na farmie i
wyrażali współczucie dla rodziny. Wszyscy z wyjątkiem pana Rooka. Ten był
bardziej zainteresowany szukaniem winnego niż losem nieszczęsnej pani
Cundy.
- Cóż za niewypowiedziana głupota posyłać takiego młodego chłopaka,
żeby zajął się bykiem - zaczął pan Rook, gdy Maddy zabrała się do zmieniania
mu opatrunku.
- O ile wiem, nikt mu nie kazał wchodzić za ogrodzenie - zauważyła
Maddy. - Nikt właściwie w tej chwili dobrze nie wie, co się stało. Może ustali to
dochodzenie.
- 74 -
S
R
- Dochodzenie pewnie ustali, że nie zapowiadał się dobrze. Po śmierci
ojca ciągle wdawał się w jakieś awantury. Ale co pani chce, jak samotna kobieta
mogłaby poskromić takiego chłopaka! Baby są głupie, do utrzymania porządku
potrzebny im chłop, same nie są w stanie nic zrobić.
Starszy pan patrzył na Maddy z pogardą, a jego czarne oczy od razu jej
przypomniały panią Gumbrill. Nie powiedziała nic, stłumiła tylko gniew, zrobiła
mu zastrzyk z antybiotyku i z ulgą się z nim rozstała.
Ciekawe, czy to nie jakiś krewny tej koszmarnej pani Gumbrill,
zastanawiała się. Zapytam Phyllis, a przy okazji wspomnę może o wczorajszym
spotkaniu z tą panią. Z pewnością poradzi mi, czy zawiadomić o całej sprawie
Stewarta.
Maddy nie miała pojęcia, co robić, gdyż problemy związane z panią
Gumbrill po wczorajszej tragedii na farmie wydały jej się błahe i mało istotne.
- Tak, stary pan Rook jest kuzynem tej czarownicy - potwierdziła Phyllis,
gdy gawędziły przy kawie. - Obrzydliwy typ. Podły, przebiegły i wiecznie
niezadowolony. Nie mam do niego najmniejszego zaufania.
- Widać, że rzeczywiście jest kuzynem naszej pani Gumbrill - zauważyła
Maddy z przekąsem. - A czy masz zaufanie do niej samej? - spytała.
- Zależy kiedy - mruknęła Phyllis. - Pewna jestem na przykład, że nic by
nie ukradła.
- A czy mogłaby wtykać nos w nie swoje sprawy? Czytać cudze listy czy
karty choroby?
- Oczywiście - odparła Phyllis bez chwili wahania. - Gdyby tylko
nadarzyła się okazja.
- Czy cały personel, łącznie ze sprzątaczkami, wie, że obowiązuje go
zachowanie tajemnicy lekarskiej?
- Ależ tak. Każdemu, kto zaczyna pracę, Stewart wygłasza maleńkie
kazanie na ten temat. Wszyscy wiedzą, że nie wolno powtórzyć nic z tego, co
się tu widziało lub słyszało.
- 75 -
S
R
- A więc pani Gumbrill musi wiedzieć, że nie wolno jej zaglądać do kart
pacjentów?
- Oczywiście, że tak! Ale dlaczego o to pytasz? Czy przyłapałaś ja na
szperaniu w archiwum?
- Może nie tyle na szperaniu, co... - Maddy opowiedziała koleżance, co
zdarzyło się wczorajszego dnia.
- Co za babsko! Jestem pewna, że wyjęła te papiery, tylko że jeżeli się do
tego nie przyzna, niczego jej nie udowodnisz, bo nie masz świadków.
- Wiem - westchnęła Maddy. - Ty mi wierzysz, pytanie tylko, czy Stewart
mi uwierzy, czy też będzie przypuszczał, że coś mi się przywidziało?
- Może się tak zdarzyć. Widzisz, on w jakimś sensie czuje się
odpowiedzialny za los pani Gumbrill, bo ona tu jest od zawsze. Doktor Marric
miał wobec niej dług wdzięczności, bo opiekowała się jego żoną. Pani Marric
zmarła na atak serca, ale miała też początki pląsawicy przewlekłej Huntingtona i
pojawiło się już otępienie umysłowe. Pani Gumbrill była do niej bardzo
przywiązana i opiekowała się nią do końca.
- Pląsawica... - Maddy milczała przez chwilę. - Trudno się dziwić, że stary
doktor był jej wdzięczny. Chyba nie ma sensu, żebym składała na nią
Stewartowi skargę? Będzie pewnie uważał, że nie może jej skrzywdzić, i trudno
mu się właściwie dziwić.
- Ależ ty musisz złożyć skargę. Masz taki obowiązek względem
pacjentów. To, że pani Gumbrill była aniołem dla pani Marric, nie zmienia
wcale faktu, że pacjenci mogą przez nią ucierpieć. Doktor Trellawney musi się
tym zająć.
Phyllis wstała i podeszła do zlewu, aby umyć kubek. Maddy także wstała.
- Pewnie masz rację - rzekła bez przekonania. - Nie chciałabym tylko
teraz mu o tym opowiadać. Dosyć ma przeżyć po śmierci tego chłopca.
- 76 -
S
R
- Wszyscy to bardzo przeżyliśmy - pokiwała głową Phyllis. - Ale życie
idzie naprzód i kto jak kto, ale my nie możemy o tym zapominać. Musisz do
niego iść i o wszystkim opowiedzieć.
- Masz rację - powtórzyła Maddy, starając się mówić pewnym głosem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]