
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Smith Lisa Jane Wizje mroku 1 Tajemnicza moc.Opętany.Pasja
- Jane Lisa Smith Pamiętniki wampirów 04 Mrok
- Guy N. Smith Kraby 01 Noc krabĂłw
- Smith Guy Trzesawisko 2 Wedrujaca Smierć
- Guy N. Smith Wyspa
- Laurie King Mary Russel 08 Locked Rooms
- Fred Saberhagen Lost Swords 08 Shieldbreakers story
- 08. Burnham Nicole Bratnie dusze Prezent dla księżniczki
- ebook History Egypt Egyptian Myth and Legend
- 0128. Cross Melinda Legenda o miłości
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ilemaszlat.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
detalami będą się zajmowali jej ludzie. Jeśli tylko będzie
chciała odpocząć, to zabiorę ją na moją wyspę na Karaiby.
Albo do pałacyku pod Paryżem. Lub na ranczo w Colorado.
Czy do posiadłości na Florydzie. Lub do mojej nowej
posiadłości w Szkocji...
- Nie ożeń się tylko z domatorką. Dostanie zawrotu
głowy, usiłując się domyśleć, który z nich ma być jej
prawdziwym domem.
- Chciałbym, żeby kochała dzieci i psy.
- Słusznie, zawsze będziesz jej mógł coś kupić.
- Oczywiście będzie piękna.
- Oczywiście.
- Blondynka. Niebieskooka.
- I nieduża. Zapomniałeś, że ma być filigranową laleczką.
Westchnął rozanielony, widząc jak gdyby przyszłą Mrs.
Kincaid.
- Tak, filigranowa. Dziękuję, że mi o tym przypomniałaś.
- Z tym, że nie powinieneś poślubić niedużej kobiety,
Douglas. Zadusiłbyś ją swym ego. Lalkowata, niebieskooka
blondynka. Uff. Potrzebujesz wielkiej, czarnej kobiety, która
będzie ci przypominać o twoim neandertalskim pochodzeniu.
- Laleczko, mam jedną z najlepszych na świecie kolekcji
szafirów. Skupuję je już od lat. Mają odpowiedni kolor, by
ozdabiać niebieskooką blondynkę. Co miałbym zrobić z
szafirami wartymi dziesięć milionów dolarów, gdybym miał
zmienić gust?
- Nie chcesz chyba, żebym ci powiedziała, co masz zrobić
z twoimi szafirami?
- Nie. Myślę, że mogę zgadnąć - uniósł czarne brwi i
posłał jej zachęcające spojrzenie. - Dlaczego nie wyszłaś
powtórnie za mąż? - zachichotał ironicznie.
- W Druradeen nie ma zbyt wielu mężczyzn. To mała
miejscowość.
- Co takiego? To ty nie znasz żadnego kawalera do
wzięcia z branży porywaczy?
Elgive westchnęła, miała ochotę trochę się z nim
podroczyć.
- Plus to, że nie mam żadnej wyprawy ślubnej do
ofiarowania - posłała mu zabójcze spojrzenie. - Na razie.
- Pomarzyć dobra rzecz, laleczko - przyjrzał się jej
uważnie i z zainteresowaniem. - Do czego potrzebna ci
wyprawa?
- Małżeństwa opierają się na sprawach praktycznych.
Ziemi, pieniÄ…dzach, dzieciach. Nie mam niczego.
Jego wzrok pomknął w dół jej swetra.
- Och, nie powiedziałbym tego. W tamtej zielonej sukni
wieczorowej mogłabyś każdego mężczyznę doprowadzić do
tego, by zapomniał o morgach, mamonie i rodowodzie - głos
jego zrobił się nieśmiały. - Tak a propos, nie chciałbym być
natrętny, ale czy masz tutaj ten zielony ubiór? Załóż go, gdy
będziesz tkać.
- Co za przyjemność widzieć taką do przesady
rozpieszczoną bestię, jak uczy się cierpliwości.
- Cierpliwości? To znaczy, że zrobisz to, co
powiedziałem?
Elgive wzdrygnęła się niespodzianie. Dlaczego jej usta
przyrzekają coś, czego honor nie pozwoli jej dotrzymać?
- Nie zawsze można mieć to, co by się chciało, Douglas.
Ale może tym razem dostaniesz to, czego potrzebujesz.
Wyglądał na zdumionego.
- Czy nie napisałaś przypadkiem słów piosenki dla
Rolling Stonesów?
- Hmmm. Grupa rockandrollowa. Mic Jagger. Znam ich.
Ich płyty są sprzedawane w sklepach Edynburga.
- Nie mogłaś mnie porwać ze środka Manhattanu, nie
znając miasta. Jak długo byłaś w Stanach?
- Nie wydobędziesz ze mnie żadnych poufnych
informacji. Ale próba była ładna.
Przejechał ręką po spoconym brzuchu, muskając pasemko
srebrnych włosów pośrodku, patrząc na nią w zamyśleniu.
Jego ręka poruszała się z nieświadomą zmysłowością
mężczyzny, który lubi swe ciało. Elgive obserwowała tę całą
akcję bez zmrużenia oka.
- Wydobędę z ciebie całe mnóstwo, zanim będę gotowy -
wymruczał, uśmiechając się, pewny siebie.
Parsknęła i klasnęła językiem.
- Jeśli mnie złapiesz, będę twoja.
- Zapamiętam to sobie.
- Hola, mój panie! %7łałowałbyś, że nie zostałeś w zamian
wtrącony do dołu z dziesięcioma lwami.
- Jesteś zawsze taka pomysłowa, jeśli idzie o grozby?
Czym siÄ™ zajmujesz, kiedy nie porywasz ludzi? Wiem! JesteÅ›
komornikiem.
Skierowała się ku drugiemu pomieszczeniu, w którym
była kuchnia.
- Być może jestem szefem - Elgive wskazała na górę
włóczki, leżącą w wiklinowym koszyku. - A może zarabiam
na życie robotą na drutach - pokazała na książki. - Może
jestem nauczycielkÄ…. Albo pisarkÄ….
- Nie. Hmmm, daj mi zgadnąć.
Zahaczył kciuk za pasek, a palcami zabębnił po ciemnym
wełnianym materiale niedaleko od wybrzuszenia między
nogami. %7łołądek podszedł Elgive do gardła. Czy jego
posunięcia były zamierzone i czy w ogóle jego gesty były
celowe? Przesadna fantazja była ceną, jaką trzeba było
zapłacić za lata samotności.
- Rabujesz banki - powiedział, obserwując ją spod oka. -
Ponieważ dobrze wiadomo, że nie ma innej możliwości
dobrego zarobku w okolicy Druradeen. Potrzebowałaś
przecież sporo pieniędzy, żeby sfinansować porwanie.
Oczywiście, reszta fanatyków z twego gangu też musiała
dorzucić trochę forsy.
- Mojego gangu? Za chwilę zaczniesz mnie nazywać
bajzelmamą. Powtarzam ci, że nie ma żadnego gangu,
Douglas. Sprzedałam trochę biżuterii po matce, aby pokryć
koszta porwania.
- Przy okazji. Czy mogłabyś wymawiać moje imię tak jak
należy? To jest Dug - less, jak wyrwany z korzeniami.
- Nie w twoim kraju ojczystym. Tutaj jesteÅ› Dooglas. -
Zaczerpnęła głęboko powietrza i pochyliła się do przodu,
mając nadzieję, że jego dobry nastrój uczyni go bardziej
przystępnym. - Jesteś Dooglas Kincaid, ostatni Kincaid na
Talrigh, potomek jednego z najznakomitszych rodów
szkockich.
Wlepił w nią oczy, bez słowa, zdumiony i trochę zły.
- Powiedziałaś już kiedyś coś o moim rodzie. Kincaid
może być szkockim nazwiskiem, ale to nie jest wcale
potwierdzone. Zapłaciłem ekspertom, żeby sprawdzili.
- Nie musiałeś im płacić. Wystarczyłoby, żebyś sam
znalazł właściwych ludzi. Nie przejmujmy się obcymi,
wysyłającymi błaznów, by odwalili za nich ich szkocką
powinność.
Wyprostował się groznie.
- Czy starasz się wmówić mi jakiś szacunek do własnego
nazwiska w związku z moim pochodzeniem? Myślisz, że na
mnie takie bzdury robią wrażenie? - i dodał parę przykrych i
prostackich określeń.
Elgive zmusiła się, by mu odpowiedzieć. Jeszcze nie był
gotów, by poznać prawdę.
- Nie wymyślam tego, Douglas. Nie staram się zyskać
twojej przyjazni kłamstwem.
- Słusznie. W to też ci uwierzę - zamrugał oczami z
niesmakiem. - Gdybym miał w sobie szkocką krew, moi
ludzie na pewno by to odkryli.
- Gdybyś pochodził z jakiegokolwiek innego rodu niż z
klanu Kincaidów. Nie ma o nich wiele zapisków. Większość z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]