
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Gordon Dickson Dragon 03 The Dragon on the Border (v1.3)
- Gordon Dickson Dragon 07 The Dragon and the Gnarly King (v1.2) (lit)
- Najpiękniejsze opowieści 16 Małżeństwo na niby Sandemo Margit
- MacDonald Laura Nasze marzenia duże i małe
- 33. Dyvonne Romantyczne małżeństwo
- The Billionaire's Baby 4 New Beginnings Helen Cooper
- Macomber Debbie Pora na śÂ›lub
- Cyborg Seduction 4 Touching Ice
- Modesitt, LE Forever Hero 1 Dawn For A Distant Earth
- Kowalski Wierusz Jan Poczet papieśźy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spholonki.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go się nie stało. Czyżby wciąż był na nią wściekły za to, że tak
go opuściła?
Dwa dni po tamtej burzliwej nocy wróciła z ojcem i Caro
line do Eden Park. Kit odwlókł swój odjazd o dobę, aby towa
rzyszyć koniowi, którego Henry zdecydował się kupić.
Po wejściu do domu Amanda chciała przejść prosto do sa
lonu, zatrzymał ją jednak widok seńora Ortegi, schodzącego
ze schodów. Ubrany w czerń, roztaczał wokół nieprzyjemną
mroczną aurę.
- O, seńor Ortega. Dziwi mnie, że tak szybko widzę tu pa
na ponownie. - Nie była w stanie zdobyć się nawet na zdaw
kową uprzejmość.
- Dopiero co przyjechałem - odrzekł. - Zakończyłem swo
je sprawy szybciej, niż przewidywałem. Jestem przejazdem
w drodze do Liverpoolu, zostało mi kilka dni wolnych przed
wypłynięciem do Nowego Jorku, pomyślałem więc, że skorzy
stam z zaproszenia Henry'ego i spędzę je w Eden Park.
250
- Chce pan widzieć się z moim ojcem, czy z panem Bene-
dictem? - spytała bez ogródek Amanda. - Wiem, po co pan
wrócił, więc nie musimy niczego przez sobą udawać, seńor
Ortega.
Ich spojrzenia się spotkały.
- A więc mąż pani powiedział.
- Wszystko, i gdybym nie była pewna, że bardzo zmartwi to
mojego ojca, poleciłabym panu natychmiast opuścić ten dom.
Pan Benedict bardzo nie lubi, kiedy ktoś mu grozi. Czy sądzi
pan, że kiedykolwiek ugiąłby się przed człowiekiem, który jest
kanalią, oszustem i szantażystą?
Ortega wzruszył ramionami.
- Człowiek musi z czegoś żyć. Nazwijmy to zadośćuczynie
niem za śmierć mojej siostry.
- On jej nie zabił.
- Jest pani tego pewna?
- Tak, ponieważ wierzę w niego. Pan jest podłym człowie
kiem, seńor Ortega. Patrzę na pana z prawdziwą odrazą.
- Przynajmniej nie jestem mordercą.
Przerwał im odgłos kroków. Zbliżał się ku nim pan Quinn,
posępny jak zwykle. Amanda uświadomiła sobie, że należy
dokonać prezentacji. Nawet była ciekawa, jak zareagują na sie
bie brat Carmen i jej morderca.
- Och, pan Quinn. Chyba nie miał pan jeszcze okazji po
znać seńora Ortegi, który gościł u nas po raz pierwszy, gdy był
pan w Manchesterze.
Obaj mężczyźni otaksowali się niezwykle bacznym spoj
rzeniem. Pan Quinn starał się zachować obojętność, wręcz
chłód. Stał sztywno wyprostowany, jakby chciał okazać Hi-
251
szpanowi swoją wyższość. Z pewnością jednakże nie był
w najlepszym nastroju. Słyszał już plotki o upodobaniu Orte-
gi do młodych służących, a zwłaszcza do Sadie, co wywołało
w nim atak wściekłości. W końcu jednak opanował się i pra
wie niezauważalnie skinął głową.
- Pan Quinn - powtórzył w zadumie Rafael. - Słyszałem
już to nazwisko.
- Nic dziwnego, pan Quinn pracuje dla mojego ojca. Moż
liwe też, że spotkali się panowie w Charlestonie - wyjaśniła
Amanda i spojrzała na obu, usiłując dociec, czy jej ostatnie
słowa wywarły na którymś z nich wrażenie.
- W Charlestonie? - powtórzył Ortega, unosząc brwi.
Quinn skrzyżował z nim spojrzenia.
- Towarzyszyłem pani Claybourne do Charlestonu pod
czas jej pobytu u ciotki. Chyba jednak tam się nie spotkali
śmy, seńor Ortega, pamiętałbym to bez wątpienia.
W tej chwili z kuchni wyszła Sadie, niosąca do salonu tacę
z poczęstunkiem. Na widok Amandy i obu mężczyzn zwol
niła kroku. Jej wzrok przesunął się po obecnych, by w końcu
spocząć na Ortedze. Quinn zagotował się z wściekłości. Obfi
te piersi i wydatne biodra dziewczyny skusiłyby każdego męż
czyznę, a jej wargi były uwodzicielsko rozchylone.
Quinn przyglądał się tej małodusznej, chciwej i amoralnej,
choć bardzo atrakcyjnej służącej i ledwie panował nad furią,
dostrzegł bowiem wyraźne zachęty kierowane przez nią ku
Hiszpanowi. Co gorsza, w głębi jej zdradzieckich oczu widział,
że nie chodzi tylko o pociąg do tego mężczyzny, lecz również
o paskudną kalkulację. Jej zdrada dotknęła go do żywego. Nie
pozwoli, żeby jakaś dziewka tak nim pomiatała.
252
Dopiero gdy Sadie znikła w salonie, odzyskał głos.
- Bardzo państwa przepraszam, ale wzywają mnie pilne
obowiązki.
Ortega z uśmiechem patrzył, jak pan Quinn z kamienną
twarzą znika w gabinecie Henry'ego i zamyka za sobą drzwi.
- Dziwny człowiek z tego Quinna. Czy on zawsze jest ta
ki ponury.
- Niestety tak. Wkrótce się pan przyzwyczai. - Amanda
przesłała mu niechętne spojrzenie. - Proszę pamiętać, seńor
[ Pobierz całość w formacie PDF ]