
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Anne McCaffrey Freedom 2 Freedom's Choice
- Anne McCaffrey Cykl JeĹşdĹşcy smokĂłw z Pern (10) Renegaci z Pern
- Boge Anne Lise Grzech pierworodny 04 Dziecko miłości
- Boge Anne Lise Grzech pierworodny 17 Nad przepaścią
- Anne McCaffrey Ship 04 The City Who Fought
- Anne Hampson Not Far from Heaven [MB 915] (pdf)
- Boge Anne Lise Grzech pierworodny 07 Zdrada
- Duquette Anne Marie Ocalony przez miłość
- Anne Emery Cecilian Vespers, a Mystery (pdf)
- Solothurner Dialekt
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- soffa.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
postępuje słusznie? - Położyła mu rękę na ramieniu. - Może nie potrafi o niej za-
pomnieć i dlatego się żeni?
Przeniósł na nią wzrok, po czym powiódł palcem po jej policzku.
- Ach, Rose, ty zawsze starasz się dostrzec w każdym coś dobrego. Kiedy zro-
zumiesz, że mało jest takich dobrych ludzi jak ty?
- Ej, nie rób ze mnie świętej - obruszyła się. - Mam nadzieję, że nie jestem ta-
ka nudna.
- Zdecydowanie nie jesteś nudna. - Wstrzymała oddech, bo ujął jej twarz w
dłonie, by spojrzeć w oczy.
Czuła, że ją pocałuje. Serce waliło jej jak oszalałe.
R
L
T
Opuściła powieki w oczekiwaniu. Było to delikatne muśnięcie, niczym skrzy-
dłem motyla. Otworzyła oczy.
- Chodz, pójdziemy teraz do głównego budynku. Sprawdzimy, czy zanosi się
na jakÄ…Å› kolacjÄ™. Jak nie, pojedziemy do pubu w miasteczku. Odpowiada ci?
Co się stało? Błędnie zinterpretowała wysyłane przez niego sygnały? To bar-
dzo prawdopodobne. Po raz kolejny otrzymała znak, że nie ma pojęcia, jacy by-
wają mężczyzni pokroju Jonathana. Była głęboko rozczarowana.
W jej spojrzeniu wyczytał niepewność. Oby się nie domyśliła, że tylko hero-
icznym wysiłkiem woli odsunął się od niej. Po raz pierwszy w życiu zapragnął
się nie spieszyć, bo Rose stawała się dla niego zbyt ważna, by ją ponaglać. Bę-
dzie uwodził ją niespiesznie, żeby było pięknie, bo Rose nie jest kolejną kobietę,
z którą się prześpi.
Miał niejasne przeczucie, że oto znalazł swoją drugą połowę. To odkrycie na-
pawało go strachem. Czuł, że na miłość Rose trzeba zapracować, więc on musi
zrobić wszystko, aby jej nie zranić, nim pozwoli, by sprawy posunęły się dalej.
Stłumił jęk. Nigdy wcześniej nie myślał o przyszłości u boku kobiety, ale zanosi-
ło się, że spotkał tę, która odmieni jego życie. Przerażające.
Do rezydencji był kawałek drogi. Rose ujrzała ją, dopiero gdy wyszli zza za-
krętu. Osłupiała na widok okazałej neoklasycystycznej budowli z ozdobną, ale
pełną wdzięku fasadą z licznymi oknami. Tam jest z dziesięć sypialni, pomyślała.
- Piękna - wyszeptała. - Niesamowita.
- Możliwe - odparł z wahaniem. - Dla mnie to dom, w którym się wychowa-
Å‚em.
Przez rzezbione drzwi weszli do holu.
- Jest tu kto?! - zawołał. - To ja, Jonathan! - Odpowiedziało mu tylko echo. -
Pani Hammond, nasza administratorka, pewnie siedzi w biurze. Zajrzyjmy do
kuchni. Mary się stamtąd nie rusza. Pewnie ucięła sobie drzemkę. Ojciec już lata
temu chciał ją wysłać na emeryturę, ale ona nie chce o tym słyszeć. - Wzruszył
ramionami. - Powiada, że oszaleje, jak nie będzie miała nic do roboty. Polubisz
ją. Codziennie coś piecze. - Pociągnął nosem. - O, dzisiaj chyba będą babeczki.
R
L
T
Przeszli przez hol, pokonali kilka schodków, a dalej korytarz, na który wycho-
dziło wiele drzwi.
- Za czasów moich dziadków - mówił - to skrzydło było dla służby. Było ich
co najmniej dwadzieścioro. Teraz na stałe mieszka tu tylko pani Hammond i Ma-
ry. Co rano przyjeżdżają tu dwie kobiety do sprzątania. Większość pokoi stoi
zamknięta. Otwarte są tylko te, z których korzysta ojciec, chyba że ma gości.
Wtedy zatrudniamy ludzi z zewnÄ…trz.
Szli za zapachem pieczonego ciasta, aż na końcu korytarza skręcili do najwięk-
szej kuchni, jaką Rose widziała. Pod jedną ze ścian stała ogromna staroświecka
kuchnia węglowa, pośrodku wielki stół z surowego dębu, u na nim góra babe-
czek, ciasto z marchwi oraz misa obranych warzyw. W rogu pomieszczenia stał
fotel. Zgodnie z przewidywaniami Jonathana siedziała w nim Mary, cicho po-
chrapujÄ…c.
Podszedł do niej na palcach i delikatnie dotknął jej ramienia. Kobieta coś
mruknęła, po czym podniosła powieki. W jej oczach błysnął strach, który na-
tychmiast ustąpił miejsca radości.
- Panicz Jonathan! Ile razy mam powtarzać, żebyś się do mnie tak nie skradał?!
Za którymś razem umrę ze strachu. Moje serce jest za stare na takie niespodzian-
ki,.
- A ja stale powtarzam, że to stare serce jest jak dzwon.
- Kto to? - zapytała kucharka, z pomocą Jonathana dzwigając się z fotela.
- Rose. Koleżanka.
Mary bacznie się jej przyglądała.
- Koleżanka, tak? Pierwszy raz przywozisz tu koleżankę. Czy ona wie, w co się
pakuje? I co na to lord Cavendish?
- Mary, ojcu nic do tego. Rose wyciągnęła do niej rękę.
- Miło mi panią poznać. Nie sądzę, żebym miała sposobność spotkać lorda
Cavendisha. To nie taka znajomość, o jakiej pani myśli. - Mimo wszystko czuła
się lekko urażona.
R
L
T
- Nie zwracaj, chłopcze, uwagi na moje gadanie. -Mary potargała mu włosy,
jakby miał dziesięć lat. - Naszemu Jonathanowi przydałaby się dobra kobieta.
Taka, co ma odrobinę serca, a nie takie, z jakimi on się prowadza - sapnęła z
dezaprobatÄ….
- Włączyć czajnik? - zapytała Rose, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
- Nie, wynoście się do salonu. Zaraz tam przyjdę z tacą.
- Wolałabym tu zostać, jeśli to pani nie przeszkadza. Bardzo tu przytulnie.
Mary znowu spojrzała na nią spode łba, ale chwilę pózniej chyba zmieniła
zdanie, bo kąciki jej warg lekko się uniosły.
- Coś mi się wydaje, że nasz Jonathan nareszcie trafił na dobrą istotę. %7ładna z
tamtych nie pomyślała, żeby tu zajść i przywitać się ze starą kucharką. - Oczy
zaszły jej łzami. - Nie to, co twoja matka, chłopcze. %7ładnych humorów. Tutaj by-
ła najszczęśliwsza. Siedziała na tym krześle i cała upaprana farbami gawędziła ze
mną. Jak naszła ją ochota, to zakasywała rękawy i brała się do pieczenia. I tylko
się śmiała, jak twój ojciec ją upominał, że to nie przystoi. - Pociągnęła nosem. -
Od kiedy zgasła, nic już nie jest jak dawniej. Niech odpoczywa w pokoju.
Rose nareszcie się dowiedziała, kto jest autorem obrazów w gabinetach i w
domu Jonathana. Jego matka była malarką.
Usiadła przy stole, Mary zaś krzątała się przy kuchni.
- Chłopcze, przywitałeś się już z ojcem? - zapytała, kątem oka obserwując Ro-
se.
- Ojciec tu jest? - zdziwił się. - Myślałem, że poleciał do Stanów w interesach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]