
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Anne McCaffrey Freedom 2 Freedom's Choice
- Anne McCaffrey Cykl JeĹşdĹşcy smokĂłw z Pern (10) Renegaci z Pern
- Anne McCaffrey Ship 04 The City Who Fought
- Anne Hampson Not Far from Heaven [MB 915] (pdf)
- Duquette Anne Marie Ocalony przez miłość
- Anne Emery Cecilian Vespers, a Mystery (pdf)
- Anne McCaffrey Planet Pirates 1 Sasslnak
- O'Brien Anne 03 Pierwsza miłość
- Anne McCaffrey Pern 00 Threadfall
- Carol Lynne [Cattle Valley 27] Alone in a Crowd Ryan, Rio, Nate [TEB MM] (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szarlotka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
akuszerka - dodała Mali pospiesznie.
- Przecież słyszałem - odparł Havard. - Ale teraz nie mogę po prostu patrzeć, jak to
dziecko się męczy. Nie będziesz chyba miała nic przeciwko temu, że poprosimy doktora, aby
go zobaczył, prawda?
- Nie - szepnęła Mali cicho. - Bardzo pragnę, żeby on przeżył, chyba tak samo mi na tym
zależy jak tobie. Dobrze o tym wiesz.
Zaczęła płakać i wpychała sobie brzeg kołdry do ust, żeby Havard niczego nie usłyszał.
Mimo to jednak musiało coś do niego dotrzeć, bo nagle znalazł się przy jej łóżku i próbował
ją objąć.
- Chcę wezwać doktora również ze względu na ciebie, Mali - mówił i głaskał ją delikatnie
po chudych plecach. - Nie jestem w stanie patrzeć, jak tracę również ciebie, tracę was oboje.
Ty wciąż powtarzasz, że choroba chłopca to twoja wina. Myślę, że będzie ci lżej, kiedy sama
usłyszysz od doktora, że nie ma w tym cienia prawdy. Może nie od razu cię to pocieszy,
myślę jednak, że mimo wszystko byłoby ci łatwiej. To przecież w końcu fachowiec - dodał.
- Jeszcze trochę, a ja tego nie zniosę - szlochała Mali. - %7łebym to ja mogła umrzeć zamiast
małego Havarda!
Havard pospiesznie wziął zawiniątko ze śpiącym chłopcem i przeniósł je na swoje łóżko.
Potem wrócił i położył się obok Mali. Objął ją mocno, przytulił do siebie i zaczął obsypywać
jej zapłakaną twarz delikatnymi pocałunkami.
Nie leżeli tak przy sobie, odkąd urodził się synek, czyli już prawie od dwóch miesięcy.
Mali zawsze miała obok siebie dziecko. Teraz poczuła, jak bardzo tęskniła za Havardem. Jak
było jej brak tego silnego, dobrego ciała i jak potrzebowała jego ciepła i jego czułych rąk.
Jego warg. Przywarła do niego mocno, objęła ramionami jego szyję i cicho westchnęła.
Leżała tak przez chwilę i była po prostu Mali, kobietą Havarda.
- Jak ja strasznie tęskniłem, żeby mieć cię tak blisko - szepnął Havard i wsunął ciepłą dłoń
pod jej koszulÄ™.
- Teraz jeszcze bardziej niż wtedy, kiedy urodziła się Ruth - dodał. - Jest z pewnością
dużo lżej, kiedy w takim zmartwieniu i strachu ludzie mogą być blisko siebie.
Mali nie odpowiadała. Leżała tylko i czuła, jak jej chude, udręczone ciało budzi się do
życia pod pieszczotliwą dłonią Havarda. Trudno jej to było pojąć, ale brodawki piersi napięły
się z rozkoszy, a ona czuła ciepły ciężar w podbrzuszu. Przysunęła wargi do jego szyi i po
prostu poddawała się temu, co nadchodziło. Na kilka krótkich chwil zapomniała o wszystkim.
Jej mózg był pusty i oszołomiony, a ciało z wdzięcznością przyjmowało ciepło i czułe
pieszczoty. Spokój. Pożądanie.
- Nie bój się, ja cię nawet nie tknę - szeptał Havard do jej ucha. - Ale bardzo chcę cię
przytulać. Czuć, że znowu możemy mieć normalne życie. Nadal mamy siebie nawzajem, Mali
- dodał cicho.
- Tak, i ja bardzo cię pragnę - szepnęła Mali ochryple. - Ciebie i twojej siły, twojego
ciepła. Chcę wiedzieć, że mimo wszystko ci na mnie zależy.
- Co ty sobie myślisz? - powiedział cicho, a ona usłyszała w jego głosie śmiech. - Co ty
sobie myślisz? Wygadujesz jakieś dziwne rzeczy, jakbyś nie wiedziała, że mi na tobie zależy.
I nic tego nie zmieni, to także wiesz.
O, Havard, Havard, szlochała w duszy. Gdybyś ty wiedział, kogo tak bardzo kochasz!
%7ładne z nich chyba nie przypuszczało, że z tych pieszczot może być coś więcej niż tylko
wzajemne pocieszanie się. Ale oboje byli tak udręczeni strachem o dziecko i zmartwieniem,
że kiedy w końcu znalezli się blisko siebie, nie byli w stanie się powstrzymać.
- Ja przecież nie powinienem... - jęknął Havard zdyszany.
- Ale ja chcę - odparła Mali podniecona i pociągnęła go na siebie.
Kochali się już na wiele różnych sposobów, ale nigdy tak. Dzisiaj było w tym coś
rozpaczliwego, a zarazem jakaś nieskończona słodycz. Jakby wdzięczność za te krótkie
chwile szczęścia i spokoju, jakie sobie nawzajem dawali. Za błysk radości i to gwałtowne
pożądanie mimo wielkiego nieszczęścia.
Potem leżeli przytuleni do siebie, pieszcząc się nawzajem. Po raz pierwszy od urodzenia
synka Mali na moment poczuła spokój w duszy. Teraz była w niej tylko miłość do Havarda.
- Tak bardzo cię kocham - szepnął Havard i odgarnął jej włosy z twarzy. - Bardziej niż
kiedykolwiek.
- Ja na to nie zasługuję - powiedziała Mali cicho z twarzą przytuloną do jego piersi.
- Miłość to nie jest coś, na co trzeba sobie zasłużyć - mruknął Havard nad jej głową. - Bo
w takim razie chyba niewielu mogłoby jej doświadczyć. Miłość po prostu jest. Mali.
- Wiara, nadzieja i miłość - mamrotała Mali cicho. - Ale największa z nich jest miłość...
Leżeli tak przez dłuższy czas, spokojnie, przytuleni do siebie. Mali pragnęła, aby ta chwila
nigdy się nie skończyła. %7łeby to było życiem, a wszystko pozostałe jedynie koszmarem, z
którego się właśnie obudziła. Wtedy w zawiniątku na drugim łóżku zapiszczało dziecko. Mali
i Havard odskoczyli od siebie, jakby zostali przyłapani na gorącym uczynku. Havard nagi
wyskoczył z łóżka Mali i pochylił się nad dzieckiem. Po chwili przyniósł zawiniątko i złożył
je w ramionach żony.
- Rano zadzwonię po doktora - powiedział cicho.
Mali w milczeniu skinęła głową. Serce biło jej głośno i boleśnie, na szyi pulsowała krew.
Krótka chwila szczęścia minęła. Koszmar powrócił.
- Ja od dawna się dziwię, że jeszcze nie posłaliście po doktora - powiedziała Beret
następnego dnia, wbijając spojrzenie w Mali. Widziała widocznie, że bryczka, która ma po
niego jechać, czeka na dziedzińcu.
- Radziłam się akuszerki wiele razy - odparła Mali, chociaż to nie do końca była prawda.
Rozmawiała z akuszerką tylko raz, po porodzie, i wtedy to ona sama powiedziała, że
trzeba czekać, a chłopiec jest taki słabiutki, bo urodził się za wcześnie.
- No pewnie, masz rację - westchnęła wtedy akuszerka, stojąc z małym Havardem w
ramionach. - Myślę jednak, że jest w tym coś dziwnego. On by już dawno umarł, gdyby jego
organy nie były w pełni rozwinięte. I pewnie nie są, ale to się poprawi, przynajmniej
częściowo. Nie, tutaj jest coś jeszcze, co mnie dziwi - dodała, gładząc dziecko po szarej
twarzyczce. - Dlaczego on nie przybiera na wadze...
Kobieta przyjrzała się Mali. Patrzyła na jej chudą, wykrzywioną twarz, na szarą skórę i
wielkie oczy pełne cierpienia. Uścisnęła ją pospiesznie.
- Takie rzeczy się zdarzają. Mali - powiedziała, przytulając młodą matkę do siebie. -
Sama na pewno słyszałaś o takich wypadkach. A pamiętasz swoją siostrę? Nie pozwól, żeby
to odebrało ci życie, bo nie możesz zrobić więcej, niż już zrobiłaś. To i tak cud, że on tak
długo żyje, ten malec, a to dlatego, że jesteś przy nim dzień i noc i nigdy nie dajesz sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]