pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Dragonlance Anthologies 01 The Dragons Of Krynn
- Kurtz, Katherine Adept 01 The Adept
- Bova, Ben Orion 01 Orion Phoenix
- James M. Ward The Pool 01 Pool of Radiance
- Trylogia mgły 01 Książe Mgły Carlos Ruiz Zafon
- Essentials of Maternity Newborn and Women's Health 3132A 01 p001 020
- Mackenzie_Myrna_ _Narzeczone_z_Red_Rose_01_ _Odnaleziona_muzyka_
- 11.Oblicza namietnosci 01 Zapach kobiety Jo_Leigh
- Carole Cummings [Aisling 01] Guardian [Torquere] (pdf)
- Barton Beverly Cherokee Point 01 Piąta ofiara
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- stirlic.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spędzonych na ćwiczeniu walki wręcz. Toteż gdy tamten znów wylądował na plecach, Will
rzucił się na niego, próbując przygwozdzić jego ramiona kolanami.
Jednak wówczas poczuł, że ktoś żelazną ręką chwyta go za kołnierz i unosi w powietrze,
niczym rybę złowioną na haczyk, nie zważając na jego wyrywanie się i protesty.
- Co tu się dzieje, wy łobuzy? - rozległ się donośny, gniewny głos koło jego ucha.
Will wykręcił głowę i zorientował się, że rozdzielił ich sam sir Rodney, Mistrz Szkoły
Rycerskiej. Rosły wojownik był najwyrazniej bardzo zagniewany. Horace dzwignął się i
stanÄ…Å‚
na baczność. Sir Rodney puścił kołnierz Willa; uczeń zwiadowcy upadł na ziemię jak worek
kartofli. W następnej chwili także i on stanął wyprostowany.
- Dwaj czeladnicy - zagrzmiał sir Rodney - którzy tłuką się jak najgorsza hołota i psują
święto!
Co gorsza, jeden z nich to uczeń mojej szkoły!
Will i Horace stali ze wzrokiem wbitym w ziemiÄ™.
- No, mów, Horace. Co tu się wyprawia?
Horace przestąpił z nogi na nogę i poczerwieniał. Nie odpowiedział, więc sir Rodney zwrócił
siÄ™ do Willa.
- W takim razie ty mi powiedz, czeladniku zwiadowcy! O co wam poszło?
Will zawahał się.
- Pobiliśmy się i tyle, panie - wymamrotał.
- To sam widzę! - krzyknął Rodney. - Nie jestem aż takim durniem!
Czekał jeszcze przez chwilę, myśląc, że któryś z chłopców coś powie na swoje
wytłumaczenie.
Jednak obaj milczeli. Sir Rodney westchnął ciężko. Ech, ci chłopcy, jeśli nie plączą się pod
nogami, to siÄ™ bijÄ…. A jak siÄ™ nie bijÄ…, to albo kradnÄ…, albo coÅ› psujÄ….
- No, dobra - odezwał się wreszcie. - Koniec bójki, podajcie sobie ręce na zgodę.
Zawiesił głos, a ponieważ żaden z chłopców nie ruszył się, ryknął głosem, jakiego używał
wydając komendy na placu ćwiczebnym:
- WYKONA!
Will i Horace niechętnie podali sobie dłonie. Jednak gdy Will spojrzał w oczy Horace'a, pojął,
że jego przeciwnik wcale nie uważa sprawy za załatwioną.
Skończymy innym razem - mówiło gniewnie spojrzenie Horace'a.
Kiedy tylko zechcesz - odpowiedziały mu oczy ucznia zwiadowcy.
Rozdział 17
Gdy Will i Halt wracali stępa z lasu, pola pokryte były grubą warstwą pierwszego tej zimy
śniegu.
Minęło sześć tygodni od konfrontacji podczas Dnia Plonów, a spór z Horacem nadal pozostał
nierozstrzygnięty. Po prostu nie nadarzyła się po temu okazja, obaj mieli mnóstwo zajęć, a ich
drogi rzadko się krzyżowały.
Will widział w tym czasie rycerskiego czeladnika kilkakrotnie, ale za każdym razem z daleka.
Nie zamienili ani słowa, nawet nie wymienili spojrzeń. Jednak Will wiedział, że uraza
pozostała
i pewnego dnia musi dojść do spotkania.
Co dziwne, myśl ta nie wprawiała go w taki niepokój, jaki bez wątpienia pojawiłby się
jeszcze
kilka miesięcy wcześniej. Nie żeby tęsknił za wznowieniem bójki z Horace'em, jeśli jednak
musiało dojść do starcia, nie lękał się go. Z niemałą satysfakcją wspominał solidny, mocny
cios,
który wylądował na nosie Horace'a. Z pewnym zaskoczeniem zdał sobie sprawę, że
wspomnienie to było tym milsze, że wszystko rozgrywało się w obecności Jenny oraz - i to go
zaskoczyło najbardziej -Alyss. Choć walki nie dokończyli, dała ona Willowi niejeden temat
do
rozmyślań.
Jednak nie powinien oddawać im się w tej chwili, co uświadomił sobie, gdy gniewny głos
Halta
przywołał go do rzeczywistości.
- Czy mógłbyś łaskawie powrócić do tropienia śladów, czy też masz coś ważniejszego do
roboty? - upomniał ucznia.
Will szybko rozejrzał się, próbując dostrzec ślady, o których mówił Halt. Kopyta końskie
prawie nie czyniły hałasu na świeżym, puszystym śniegu, którego gładką powierzchnię tu i
ówdzie przecinały tropy zwierząt, a zadanie Willa polegało na tym, by je dostrzec i
rozpoznać.
Miał bystre oczy i dobrą pamięć, więc zazwyczaj radził sobie w tej dziedzinie bardzo
sprawnie,
przy tym tropienie należało do jego ulubionych zajęć. Jednak chwila zamyślenia sprawiła, że
poczuł się zdezorientowany i nie miał pojęcia, gdzie powinien szukać tropów, o których
mówił
Halt.
- Tutaj - stwierdził Halt lodowatym tonem, pokazując na lewo od siebie. Ton jego głosu
wyraznie dawał do zrozumienia, że nie ma zamiaru drugi raz podpowiadać swojemu
uczniowi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]