
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Feehan, Christine Dark 05 Dark Challenge
- 0748621520.Edinburgh.University.Press.Christian.Philosophy.A Z.Jul.2006
- Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 5 Zemsta Przeklętych
- Craig Sinnott Armstrong God A Debate between a Christian and an Atheist
- Christine Feehan Mroczna Seria 12 Dark Melody
- Mary Balogh Dark Angel 07 A Christmas Br
- Elizabeth Hand Chip Crockett's Christmas Carol
- Christie Agata Wczesne sprawy Poirota
- MB MOS
- Macomber Debbie Pora na śÂ›lub
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ilemaszlat.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pozbyć. Otoczyłeś mnie szpiegami, którzy mieli mnie zaprowadzić na szubienicę. Ty, mój
rodzony ojciec! Dla ciebie jestem tylko bękartem. Okłamywałeś mnie. Udawałeś, że jestem
twoim przyjacielem, że jestem ci bliski, podczas gdy w rzeczywistości... Nie zasłużyłeś na to,
żeby żyć...
I znowu z ust Edgara popłynął strumień przekleństw. Panna Marple zauważyła kątem oka, że
panna Bellever opuszcza hol, mówiąc przy tym do siebie:
- Przecież musimy coś z tym zrobić.
Przez moment Edgar nie odzywał się. Potem znowu zaczął krzyczeć:
- Zginiesz! Zaraz zginiesz! Ty diable, ty wcielony diable! Ponownie do uszu zebranych
dobiegły dwa ostre, wyrazne dzwięki. Tym razem nie mogło być żadnych wątpliwości. To były
strzały i nie dochodziły z parku, ale z całą pewnością zza zamkniętych drzwi.
Ktoś, chyba Mildred, zawołał:
- Mój Boże! I co teraz?!
Wreszcie zza zamkniętych drzwi dał się słyszeć głuchy odgłos upadku czegoś ciężkiego.
Stephen Restarick zaczął walić pięściami w drzwi.
39
- Otwieraj! Otwieraj natychmiast! -wołał.
Do holu wróciła panna Bellever. W ręku trzymała potężny pęk kluczy.
- Niech pan spróbuje którymś z tych - powiedziała zdyszana.
W tej samej chwili rozbłysły wszystkie światła.
Stephen Restarick próbował po kolei wszystkich kluczy. Wszyscy usłyszeli, że klucz tkwiący
z tamtej strony w zamku upadł na podłogę. Zza drzwi dobiegały rozpaczliwe szlochy. Walter
Hudd, który właśnie wrócił do holu, zatrzymał się w progu i zapytał zdumiony:
- A cóż się tutaj wyprawia?
- Ten szaleniec zastrzelił pana Serrocolda - powiedziała Mildred z płaczem.
Carrie Louise wstała i łagodnym ruchem odsunęła Stephena Restaricka od drzwi.
- Proszę - powiedziała. - Porozmawiam z nim. - Zbliżyła twarz do drzwi i zawołała: -
Edgarze... proszę, niech pan otworzy. Chciałabym wejść.
Rozległ się dzwięk klucza wkładanego do zamka i drzwi otworzyły się powoli. Ale to nie
Edgar stał za nimi, tylko Lewis Serrocold. Oddychał gwałtownie, jak po ciężkim wysiłku, ale nie
wyglądał na rannego.
- Wszystko w porządku, kochanie - powiedział. - Możesz się nie denerwować.
- Myśleliśmy, że on pana zastrzelił - wyjąkała zdumiona panna Bellever.
Lewis Serrocold zmarszył brwi w wyrazie niezadowolenia.
- Oczywiście, że mnie nie zastrzelił - powiedział szorstko. Wszyscy mogli teraz zajrzeć do
gabinetu.
Edgar Lawson siedział zgarbiony przy biurku. Zdawał się być zupełnie załamany. Oddychał z
trudem i szlochał. Rewolwer, który najwidoczniej wypadł mu z ręki, leżał na podłodze.
- Ale przecież słyszeliśmy strzały - upierała się Mildred.
- O, tak. Strzelił dwa razy.
- I spudłował?
- Oczywiście, że spudłował.
Dla panny Marple wcale nie było to takie oczywiste. Przecież strzały musiały paść z bardzo
bliskiej odległości. Lewis Serrocold wycedził z irytacją:
- Gdzie jest Maverick? Jest tutaj potrzebny.
- Pójdę po niego - zaofiarowała się panna Bellever. - Czy mam też zadzwonić na policję?
- Na policję? Oczywiście, że nie.
- Ależ oczywiście, że tak - sprzeciwiła się Mildred. - Przecież on jest niebezpieczny.
- Nonsens - uciął zdecydowanie Lewis Serrocold. - Po prostu biedny chłopak. Czy on wygląda
na niebezpiecznego?
W tym momencie Edgar rzeczywiście nie sprawiał wrażenia kogoś niebezpiecznego.
Wyglądał bardzo młodo i bardzo bezradnie.
- Nie chciałem tego - szepnął. - Nie wiem, co mnie napadło. Jak mogłem wygadywać te
wszystkie głupstwa? Musiałem być szalony...
Mildred przyglądała mu się podejrzliwie.
- ...musiałem być szalony. Ja przecież naprawdę nie chciałem. Proszę...
Lewis Serrocold opiekuńczym ruchem położył mu rękę na ramieniu.
- Już dobrze, mój chłopcze! Nic się nie stało.
- Przecież mogłem pana zabić.
Walter Hudd z uwagą oglądał ścianę nad biurkiem.
- Kule trafiły tutaj - powiedział wskazując ślady. Spojrzał na biurko i stojące obok krzesło. -
To mogło się zle skończyć - dodał.
- Straciłem głowę. Zupełnie nie zdawałem sobie sprawy z tego, co robię.
40
Panna Marple zadała pytanie, które nurtowało ją już od dłuższego czasu:
- Kto panu powiedział, że Lewis Serrocold jest pańskim ojcem?
Przez twarz Edgara przemknął się chytry uśmieszek. Trwało to jednak tak krótko, że nikt
oprócz panny Marple nie zdołał tego zauważyć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]