
pobieranie * pdf * do ÂściÂągnięcia * download * ebook
Podobne
- Strona startowa
- Farmer Philip JosĂŠPrzebudzenie Kamiennego Boga
- Glen Cook Darkwar 02 Warlock
- Playing the Part Robin Covington
- Jo Clayton Drinker 02 Blue Magic
- cherrypy
- Antonio J Mendez The Master of Disguise (pdf)
- Dobieranie rodzaju masaśźu do jednostki chorobowej
- Denis Donoghue The American Classics, A Personal Essay (pdf)(1)
- Janette Kenny MiśÂ‚ośÂ›ć‡ po wśÂ‚osku
- 44.Tajemnica Dallas Sensacje XX wieku
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ilemaszlat.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- gdyż zawsze miał rację. Chyba jest
zazdrosny o Thomasa, bo nigdy go nie
lubił.
- Czy wciąż ma taki sam stosunek do
ciebie? - zapytała Joan.
- Nie mam pojęcia - odparła Cassi. - To
jest temat, na który nigdy ze sobą nie
rozmawialiśmy.
Rozdział II
- W gabinecie cewnikowania serca oczekuje
na pana pacjent - oznajmiła pracownica
rentgenologii. Nie weszła nawet do pokoju,
w którym siedział doktor Joseph Riggin,
tylko wsunęła głowę poprzez uchylone
drzwi. Zanim doktor zdążył potwierdzić
przyjęcie informacji, zniknęła.
Z ciężkim westchnieniem Joseph uniósł się
zza biurka, odłożył czasopismo na półkę z
książkami i wypił ostatni łyk kawy. Z
wieszaka na drzwiach zdjął ołowiany
fartuch i założył go na siebie.
O godzinie dziesiątej trzydzieści korytarz
w oddziale rentgenologii przypominał
Josephowi dzień targowy w Bloomingdale.
Wszędzie było pełno ludzi: siedzieli na
krzesłach, stali w kolejkach, kręcili się
bez celu po korytarzu. Ich twarze wyrażały
napięcie oczekiwania. Joseph poczuł
nieprzezwyciężone uczucie nudy. Od
czternastu lat robił to samo i dawno
wyzbył się już wszelkich złudzeń. Każdy
nowy dzień niczym się nie różnił od
poprzednich. Nigdy nie działo się nic
nadzwyczajnego. Sam nie wiedział, dlaczego
już dawno nie rzucił tego wszystkiego.
OtwierajÄ…c drzwi pokoju numer trzy
próbował wyobrazić sobie, co mógłby robić,
gdyby porzucił swoje dotychczasowe
zajęcie. Niestety, nic określonego nie
przychodziło mu do głowy.
Pokój numer trzy był największy spośród
pięciu tak samo wyposażonych. Znajdował
się tutaj najnowszy sprzęt, włącznie z
zainstalowanymi ekranami do wyświetlania
zdjęć.
Joseph wszedł do środka i zauważył
pozostawione na stole zdjęcia
rentgenowskie. Przecież ciągle powtarzał
technikom, by je uprzÄ…tali. Jakby tego
było mało, stwierdził, że w pokoju nie ma
żadnego technika.
Krew uderzyła mu do głowy. W szpitalu
obowiązywała zasada, że pacjent nie może
przebywać sam w gabinecie. - Do diabła! -
warknÄ…Å‚ pod nosem. Na stole rentgenowskim
leżał pacjent przykryty białym
prześcieradłem. Wyglądał na piętnaście
lat, miał szeroką twarz i krótko
przystrzyżone włosy. Jego ciemne oczy
bacznie obserwowały Josepha. Obok stołu
znajdowała się kroplówka, od której
prowadziła znikająca pod prześcieradłem
plastykowa rurka.
- Jak się masz? - powitał chłopca,
przywołując na usta uśmiech mimo dręczącej
go frustracji.
Pacjent nawet nie drgnął. Gdy Joseph brał
kartę do ręki, spostrzegł, że kark chłopca
był gruby i muskularny. Zauważył też, że
chory wyglądał nienormalnie - miał
wywrócone do góry oczy. Język częściowo
widoczny w rozchylonych ustach był jakby
spuchnięty.
- Tak, co my tutaj mamy? - odezwał się
Joseph nieco zakłopotany. Chciał, żeby
chłopiec coś powiedział lub przynajmniej
odwrócił oczy. Spojrzał na kartę choroby i
zaczął czytać:
"Sam Stevens, lat dwadzieścia dwa,
muskularny biały mężczyzna, od czwartego
roku życia z nieustalonych przyczyn
zahamowany w rozwoju psychicznym. Przyjęty
do szpitala w celu usunięcia wrodzonej
wady serca, polegajÄ…cej prawdopodobnie na
wadzie przegrody..."
Drzwi do pokoju otworzyły się z hałasem i
do środka wpadła Sally Marcheson z
naręczem kaset. - Dzień dobry, doktorze
Riggin - zawołała.
- Dlaczego pacjenta pozostawiono samego?
Sally zatrzymała się w miejscu przed
aparaturą. - Samego? - zapytała.
- Samego - powtórzył z wyrazną irytacją.
- Gdzie jest Gloria? Ona miała...
- Na litość boską, Sally - krzyczał
Joseph. - Pacjentów nie wolno pozostawiać
samych. Czy nie rozumiesz tego?
Sally wzruszyła ramionami. - Minęło
zaledwie piętnaście lub dwadzieścia
minut...
- Co to są za zdjęcia? Co one tutaj robią?
- Nie mam pojęcia. Nie było ich tutaj, gdy
wychodziłam. Szybko zaczęła porządkować
zdjęcia i upychać je do koperty. Był to
jakiś wieńcowy angiogram.
CiÄ…gle gderajÄ…c, Joseph wyjÄ…Å‚ z szafki
sterylny fartuch i założył na siebie.
Spoglądając na pacjenta zauważył, że
chłopiec wciąż się nie porusza i bez
przerwy wodzi za nim oczami.
Z wielkim hałasem Sally załadowała kasety
do aparatury, a następnie ściągnęła
okrycie z ekranu.
Naciągając gumowe rękawice na dłonie,
Joseph przybliżył twarz do głowy pacjenta.
- Jak się czujesz, Sam? - zapytał. Nie
wiadomo dlaczego sądził, że powinien
odzywać się bardzo głośno do tego
opóznionego w rozwoju chłopca. Ale Sam nie
drgnÄ…Å‚.
- Czy dobrze się czujesz, Sam? - zawołał
Joseph. - Mam teraz zamiar ukłuć cię małą
igiełką. W porządku?
Sam milczał, jakby był wyciosany z
granitu.
- A teraz proszÄ™, przez chwilÄ™ siÄ™ nie
ruszaj - nalegał Joseph. Miał właśnie
zamiar włączyć aparat, gdy jego uwagę
ponownie przyciągnął napuchnięty i
popękany język Sama. Wargi chłopca
znajdowały się w podobnym stanie. Sam
wyglądał jak ktoś, kto właśnie skończył
wędrówkę przez pustynię.
- Chce ci się może pić, Sam? - dopytywał
siÄ™ doktor.
W tym momencie rzucił okiem na kroplówkę i
stwierdził, że była wyłączona. Włączył ją
jednym ruchem ręki. Chłopcu groziło
odwodnienie.
Doktor Joseph chciał przystąpić do
rutynowych czynności, gdy nagle ostry,
nieludzki krzyk wstrzÄ…snÄ…Å‚ ciszÄ… pokoju.
Odwrócił się przerażony.
Sam zrzucił z siebie koc i uchwycił rękami
ramię statywu z kroplówką. Walił stopami w
stół rentgenowski, a z jego ust bez
przerwy wydobywał się przerazliwy krzyk.
Joseph zdążył odsunąć fluoroskopowy
agregat z zasięgu bębniących nóg Sama, po
czym chwycił chłopca za ramiona i usiłował
ułożyć go z powrotem na stole. Wtedy Sam
złapał go za rękę z taką siłą, że tym
razem lekarz krzyknął z bólu. Nie mogąc
nic zrobić, Joseph patrzył z przerażeniem,
jak Sam przyciąga jego dłoń do swoich ust,
a następnie zatapia zęby u nasady jego
kciuka.
Doktor wrzasnął przerazliwie. Próbował
uwolnić rękę z uścisku Sama, ale ten
okazał się silniejszy. Zdesperowany Joseph
uniósł do góry stopę i odepchnął się nią
od stołu. Zatoczywszy się do tyłu, upadł,
pociągając za sobą Sama, który go
przygniótł swoim ciężarem. Joseph poczuł,
że Sam puścił jego rękę, ale jednocześnie
dłonie chłopca zacisnęły się na jego szyi.
W miarę jak wzrastał ich ucisk, czuł
narastające w głowie ciśnienie.
Zrozpaczony usiłował oderwać ręce Sama od
swojej szyi, ale na próżno - były jak ze
stali. Cały pokój zaczął mu wirować przed
oczami. Resztką sił uderzył chłopca
kolanem w pachwinÄ™.
Niemal w tej samej chwili ciało Sama
[ Pobierz całość w formacie PDF ]